Działacz z oburzeniem wspomina mecz z Polonią Bytom. "Nie podchodziliśmy wtedy sędziego, bo sami dogadaliśmy się z rywalem. Umowa była taka, że mamy wygrać, a oni mieli nie przeszkadzać. Zaraz po przyjeździe na stadion natknąłem się na sędziego. Arbiter nie wytrzymał i zdenerwowany podbiegł do mnie z pretensjami, wykrzykując: <Co jest, kur... Ani wy mi nic nie proponujecie, ani Polonia. To może ja wam tu, kur... do niczego nie jestem potrzebny?! Może wy sobie grajcie, a ja pojadę do domu?>. Tacy bezczelni byli" - wspomina Niedziela.

Reklama

Były prezes Odry dużo wydawał na sędziów. "Jeśli chodzi o sędziów, to rekordowe stawki sięgnęły 30 tysięcy złotych za <wydrukowanie> meczu w drugiej lidze. I to bez podatku, bo pieniądze szły z rączki do rączki. Za 90 minut "pracy" sędzia mógł sobie dobre auto kupić albo wycieczkę dookoła świata dla dwóch osób. Ale trzeba przyznać, że jak już arbiter obiecał, to z reguły robił wszystko, żeby się wywiązać" - opowiada "Super Expressowi".

Ryszard Niedziela twierdzi, że o wszystkim wiedział prezes PZPN Michał Listkiewicz. "Mój współpracownik jeździł do PZPN, prosił o to, żeby przysyłali nam odpowiednich sędziów. Prezes Listkiewicz obiecał pomoc. Prawda jest taka, że o wszystkim wiedział. Podkreślam, o wszystkim" - sugeruje.