Dwa mecze, dwa zwycięstwa, żadnego straconego seta - trudno było chyba wymarzyć sobie lepszy początek igrzysk?
Rzeczywiście zaczęliśmy zgodnie z planem, ale nie można zapominać, że dopiero teraz czekają nas mecze z najlepszymi na świecie. Mamy już jednak świadomość, że praktycznie jesteśmy w ćwierćfinale, więc nawet jeśli coś teraz przegramy, świat się nie zawali. Choć oczywiście nie będzie żadnych kalkulacji - chcemy wygrać co się da i przystąpić do ćwierćfinału z jak najwyższego miejsca.
Zanim jednak będziecie walczyć o awans do półfinału, czeka was w czwartek spotkanie z Serbią.
Teraz myślimy już tylko o nim. To będzie bardzo ważny mecz pod względem mentalnym. Bardzo chcemy wziąć rewanż za tę porażkę 0:3 w niedawnym finale Ligi Światowej. W najbliższych meczach możemy zdobyć nie tylko punkty, ale też bardzo pozytywne nastawienie do dalszych gier. I mniej istotny będzie wynik niż nasza postawa.
Rozbiliście bez problemu Egipt, który sprawiał wam kłopoty w Lidze Światowej. Czy wasza forma osiągnęła optimum?
Być może, ale najważniejsza była nasza motywacja. Wiadomo, że na igrzyskach nigdy jej nie brakuje, a w Lidze Światowej różnie to bywa.
Zna pan wynik meczu Rosja - Niemcy? Rosjanie byli krok od porażki z przeciwnikiem, którego wy łatwo pokonaliście. O czym to świadczy?
Tylko o tym, że Rosjanie zaprezentowali nienajlepiej, a Niemcy dobrze zagrali zagrywką. My nie pozwoliliśmy im rozwinąć skrzydeł, byliśmy bardzo dobrze przygotowani taktycznie.
Niemcy mieli tylko 34 godziny między pierwszym a drugim meczem turnieju, wy 36. To wystarcza na regenerację?
Musi. Pewnie, że lepiej byłoby mieć więcej czasu. Tutaj raz gramy późnym wieczorem, a potem koło południa. Ale nie ma sensu narzekać.