Maszczyk przed walką był bardzo pewny siebie. I miał do tego powody. W dotychczasowej karierze nigdy nie zdarzyło mu się bowiem przegrać z pięściarzem z Irlandii, a Barnesa pokonał przed dwoma laty aż 25:9. Niestety, rywala Polaka od tamtego czasu zrobił spore postepy.
Maszczyk tylko w pierwszej rundzie toczył wyrównany pojedynek. Z każdą minutą coraz większą przewagę osiągał jednak rudowłosy Irlandczyk. Zresztą nie było to trudne, bo nasz reprezentant specjalnie się nie bronił, a o trzymaniu gardy chyba w ogóle nie słyszał.
Przed ostatnią rundą Barnes prowadził 9:5 i wszytko było już jasne. Polak rzucił się jeszcze do rozpaczliwych ataków, ale nadział się na kontry i ostatecznie przegrał walkę 5:11.
"Wygrał lepszy zawodnik. Mnie zabrakło odrobiny świeżości, ale to była moja trzecia walka, a dla Paddy'ego - druga. Może to właśnie zdecydowało. W naszym poprzednim starciu - dwa lata temu, wygrałem wysoko, ale to nie był turniej" - opowiadał Maszczyk, który zaczyna już myśleć o... igrzyskach w Londynie.