"Jesteśmy w finale!" - polskie sprinterki promieniały z radości. "To mój najbardziej szczęśliwy dzień w życiu" - powiedziała Daria Korczyńska. "I mój także" - dodała Ewelina Klocek. "No i też mój" -dorzuciła Marta Jeschke. Jedynie Dorota Jędrusińska poprosiła aby zaznaczyć, że "obok ślubu, bo jak się dowie małżonek, to się pewnie zdenerwuje".

Reklama

Jej mąż, Marcin Jędrusiński, był tak zdruzgotany porażką swojej sztafet, że nawet nie zatrzymał się przy dziennikarzach. Powiedział tylko przechodząc obok "rozmawiajcie z tymi, co zgubili pałeczkę".Dramat naszej męskiej sztafety rozegrał się już na pierwszej zmianie, kiedy to pałeczki od Marcina Nowaka nie odebrał Łukasz Chyła.

Czy ta sytuacja wpłynęła deprymująco na ich koleżanki? Klocek i Jeschke były zbyt skoncentrowane na swoim starcie i wolały nie wiedzieć, jak zakończył się bieg kolegów. Korczyńska przyznała, że kątem oka zobaczyła na tablicy wyników napis "Poland na dole. Natomiast Jędrusińska powiedziała, że mąż krzyknął do niej "dziewczyny biegajcie!" "Czułam w jego głosie, że coś niedobrego się stało".

Cztery lata temu zabrakło drużynie niewiele, by awansować do ateńskich igrzysk. "Miałyśmy siedemnasty wynik na świecie, zaś awans uzyskiwało szesnaście sztafet. Praca w minionych latach sprawiła, że do Pekinu przyjechałyśmy z szóstym czasem. Jednak wiadomo, że tabele nie biegają i może nie byłyśmy brane pod uwagę w rozważaniach szans występu w finale. Ale my w to wierzyłyśmy" - podkreśliła Jędrusińska.

Reklama

W finale zabraknie sprinterek USA, które, podobnie jak ich koledzy z reprezentacji, zgubiły pałeczkę.