Czy po zeszłorocznym wypadku w Montrealu obawia się pan powrotu do Kanady?
To pytanie zadawano mi już tysiąc razy. Teraz po raz tysiąc pierwszy odpowiem: nie! Nie czuję żadnych obaw. Tak jak podczas każdego Grand Prix, dam z siebie wszystko i będę próbował zdobyć maksymalną liczbę punktów. Montreal to wciąż mój ulubiony tor.
Czy przejeżdżając obok miejsca wypadku, zdejmie pan nogę z gazu?
Nie, bo wypadłem z toru na prostej, a nie w zakręcie (śmiech). W takich miejscach się nie zwalnia. Wypadek naprawdę nie miał na mnie żadnego wpływu, a ponadto wydarzył się już rok temu. Od tej pory wiele razy jeździłem bolidem Formuły 1 i zupełnie nie myślałem o tamtym zdarzeniu. Kontuzji możesz się nabawić nawet schodząc po schodach, a w sportach motorowych ryzyko wypadku jest po prostu wliczone w twoją pracę.
Podobno zaraz po wypadku powiedział pan lekarzowi, że gdy bolid jest w powietrzu, kierownica pracuje bardzo lekko...
Tylko tak sobie żartowałem, a jemu wydawało się, że majaczę. Kiedy pierwszy raz zobaczyłem lekarza, powiedziałem mu, że nic mi się nie stało. Jemu to się nie mieściło w głowie. Uznał, że jestem w szoku i plotę trzy po trzy. A potem, gdy wrócił do mnie po wszystkich badaniach, powiedział mi: miałeś rację, a ja ci nie uwierzyłem.
Czy fakt, że nic się panu nie stało, to zasługa FIA, kwestia szczęścia, czy może coś więcej?
FIA wykonuje doskonałą robotę, aby podnosić standardy bezpieczeństwa. Także kierowcy z GPDA (Zrzeszenie Kierowców Grand Prix, czyli organizacja zawodników zajmująca się kwestiami bezpieczeństwa w Formule 1 - przyp. red.) mają tu swoje zasługi. Analizujemy różne przypadki i walczymy o zwiększenie bezpieczeństwa w taki sposób, aby nie traciły na tym wyścigi. Dzięki tym działaniom ja wyszedłem cało z wypadku w Kanadzie a Heikkiemu Kovalainenowi nic się nie stało po kraksie w Barcelonie. Z zewnątrz obie sytuacje wyglądały bardzo groźnie. Oczywiście w pewnym sensie dopisało nam szczęście, ale ostatecznie ogromna jest w tym zasługa FIA oraz GPDA. Dzięki nim z takich wypadków wychodzimy bez szwanku.
Nie odniósł pan żadnych poważnych obrażeń, ale po takim wstrząsie był pan zapewne mocno poturbowany.
Wszyscy mówili mi, że najgorzej będę się czuł następnego ranka po wypadku - że rozboli mnie głowa, szyja i w ogóle wszystko. Więc tuż po przebudzeniu w poniedziałek wstałem z łóżka i zacząłem się delikatnie ruszać. Nie czułem żadnego bólu.