A jeszcze jakiś czas temu nikt nie dawałby jej szans. "W zeszłym sezonie w ogóle jej nie szło. Zamienialiśmy lufy, kolbę przy jej karabinie... Ale to nic nie dawało" - żalił się trener kadry Roman Bondaruk. Teraz, po tym sukcesie, Gwizdoń z pewnością nabierze ochoty do dalszej walki z najlepszymi. Wreszcie uwierzy w siebie. Bo udowodniła, że stać ją na sukcesy. "Takie zwycięstwo z pewnością ją wzmocni" - dodał szkoleniowiec.
Gwizdoń była już na podium w Pucharze Świata. Dwa razy. Pod koniec 2004 roku zajęła trzecie miejsce w Holmenkollen na 15 km. A na początku 2005 roku była druga w San Sicario na swoim ulubionym dystansie, czyli 7,5 km (sprint).
O tamtych wynikach jednak wszyscy szybko zapomnieli. Nasza zawodniczka straciła formę. Na ostatnich igrzyskach olimpijskich w Turynie zajęła dopiero 29. miejsce. "Źle wtedy wystartowałam. Nie mogę się tłumaczyć nartami ani kiepskimi strzałami, bo to była tylko i wyłącznie moja wina" - oceniła swój występ. Teraz może już zapomnieć o nieudanych startach i cieszyć się z pierwszego zwycięstwa w Pucharze Świata.