Żony polskich siatkarzy oglądały mecz w jednym z warszawskich klubów. Specjalnie dla nich przygotowano wygodne skórzane fotele. Miały stamtąd wspaniały widok na telebim, na którym ich mężowie rozgrywali najważniejszy mecz ich życia. A herbatę podał im sam Marcin Meller z TVN. Oprócz pań Zagumny, Gacek i Szymańskiej były tam także Katarzyna Grzyb i Aleksandra Gruszka z pociechami.

"Tata, Blok!" - krzyczał dwuletni Michał Grzyb w czasie transmisji z Japonii. Rocznej Marysi Gruszki nikomu nie trzeba było przedstawiać. To skóra zdarta z kapitana naszej reprezentacji. Magdalena Szymańska dopiero po meczu z Rosją poczuła, że na tych mistrzostwach świata dzieje się coś naprawdę niesamowitego. "Po dwóch przegranych setach bałam się, że oni już w głowach przegrali całe spotkanie" - mówiła. "Ale podnieśli się z tej opresji i zwyciężyli. Są naprawdę wielcy" - dodała.

Na finał panie ubrały się w specjalne koszulki w barwach narodowych, prezent od stacji TVN. Gorąco oklaskiwały każdy zdobyty punkt i wyraźnie się denerwowały kiedy komentatorzy krytykowali ich małżonków. Nawet po dwóch przegranych setach z Brazylią żony siatkarzy nie straciły wiary w zwycięstwo. "Spokojnie dziewczyny, jeszcze będzie 3:2 dla nas" - zapewniała Oliwia Zagumny.

A kiedy finałowy mecz dobiegł końca panie ani na chwilę nie straciły dobrej miny. "Jesteśmy wicemistrzami świata. Czy ktoś może coś złego powiedzieć o naszych chłopcach?" - cieszyła się Agata Gacek.