Bogusław Kaczmarek, asystent Leo Beenhakkera, przewiduje, że będzie pan gwiazdą reprezentacji Polski. Co pan na to?
Przecież nawet jeszcze nie zadebiutowałem w reprezentacji. Na razie dostałem powołanie na mecz, w którym kadra zagra w krajowym składzie, a są jeszcze tacy zawodnicy, jak Żurawski, Rasiak, Smolarek i Matusiak. Na razie nie za bardzo pasuję do takiego towarzystwa.
Pana kolega z Wisły Płock Radosław Matusiak też niedawno tak mówił. Jemu się udało, to dlaczego nie panu?
Muszę przyznać, że Radek w imponującym stylu wkomponował się w reprezentację. Gra bez żadnych kompleksów.
Wasze kariery układają się bardzo podobnie. Z rezerw Wisły Płock awansowaliście do reprezentacji Polski.
Ja tak nie uważam. Radek mniej lub więcej, ale cały czas grał. Ja straciłem trzy, cztery lata przez kontuzje. Ciągle coś mi dolegało i zwykle nie wiedziałem dlaczego tak się dzieje. Nie wiem czy to była moja wina, bo niezbyt profesjonalnie podchodzilem do zawodu. Być może to trenerzy i lekarze, którzy mnie prowadzili, byli mało profesjonalni.
Dlaczego w Płocku nie radzą sobie zawodnicy, którzy później błyszczą w innych klubach?
Nie chcę mówić niczego złego o moim rodzinnym mieście. Ograniczę się więc do znanego stwierdzenia - tam nie ma klimatu dla wielkiej piłki.
Podobnie jak Matusiak jest pan jednym z niewielu napastników naszej ligi, którzy nie boją się dryblingu.
Gram tak, bo wyzbyłem się kompleksów. W ekstraklasie jest wielu dobrze wyszkolonych zawodników, ale nie grają tak, jak napastnicy w najlepszych ligach. Myślę, że to kwestia psychiki. U nas kiedy obrońca wygra dwa pojedynki, to napastnik już do końca meczu nie próbuje go kiwać. Na Zachodzie próbują do skutku – cztery, pięć razy, aż w końcu uda się oszukać rywala. Nie boję się odpowiedzialności i często staram się ograć obrońcę. Sprawia mi to przyjemność, bo przecież udane dryblingi to, oprócz goli, najpiękniejsza rzecz w futbolu.
Mówi się, że trafi pan do Wisły Kraków, albo do Zagłębia Lubin. Nie uważa pan, że lepiej byłoby wyjechać za granicę?
Jasne, że tak. Problem w tym, że... nikt mnie tam nie chce. Do tej pory dostałem tylko jedną propozycję z zagranicy. Dzwoniło do mnie CSKA Sofia. Byłem nawet zdecydowany na wyjazd do Bułgarii, bo przecież CSKA to znany klub, który co roku gra w europejskich pucharach. Jednak Bułgarzy w negocjacjach z Widzewem zachowali się mało profesjonalnie. Do Zagłębia też na razie się nie przenoszę. Uzgodniłem już wszystkie warunki mojego indywidualnego kontraktu, ale sprawa stanęła w miejscu, bo nie mogą dogadać się kluby.
Reprezentacja Polski gra ostatnio bardzo dobrze. Można się w niej wypromować.
Tak, ale najpierw trzeba wywalczyć sobie w niej miejsce. Podejmę rywalizację. Mam nadzieję, że to nie będzie moje ostatnie powołanie. Wiele sobie obiecuję po treningach z Leo Beenhakkerem. To świetny fachowiec. Na pewno mogę się od niego wiele nauczyć. Choć zgrupowanie lekkie nie będzie. W grudniu jeszcze tak ciężko nie trenowałem.
W Dubaju jest podobno bardzo tanie złoto. Wybiera się pan na zakupy?
Jeśli będzie czas, to chętnie coś kupię. Zbliżają się święta i będzie okazja, żeby zrobić prezenty rodzinie. Chętnie też zwiedzę Dubaj, bo dla mnie będzie to jedno z najbardziej egzotycznych miejsc, jakie znam.
W środę zagra pan w ataku ze swoim dobrym kolegą - Matusiakiem.
Nie jestem tego pewien, bo przecież w kadrze oprócz nas jest jeszcze Przemek Pitry i to na niego może postawić selekcjoner. Chciałbym jednak wybiec na boisko i zadebiutować w kadrze. Koszulkę z tego meczu na pewno zostawię sobie na pamiątkę. Choć mam nadzieję, że nie będzie to mój ostatni mecz w kadrze.
"Koszulkę z meczu w Zjednoczonych Emiratach Arabskich na pewno zostawię sobie na pamiątkę. Choć mam nadzieję, że nie będzie to mój ostatni mecz w kadrze" - mówi DZIENNIKOWI reprezentant Polski Bartłomiej Grzelak. Piłkarz Widzewa Łódź opowiada też o swoim rodzinnym mieście i piłkarskiej przyszłości.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama