Dotarło już do pana to, że jest pan mistrzem świata?
Dociera, ale bardzo powoli. To pewnie ze zmęczenia, które sprawia, że nawet nie jestem w stanie jakoś specjalnie okazywać radości. Z tego co słyszałem o atmosferze w Polsce, to tak naprawdę wszystko dojdzie do mnie po poworcie do Polski, już na Okęciu.

Ile znaczy dla pana i dla drużyny ten medal?
Będziemy teraz jeszcze mocniejsi. On doda nam wiary w siebie, w drużynę i w pracę, którą wykonujemy. Ten medal na pewno nam pomoże, choć postawi przed nami nowe wyzwania. Teraz już nikt nas nie zlekceważy, a wszyscy będą się na nas spinać.

Możecie dogonić Brazylię i pokonać ją podczas igrzysk w Pekinie?
W finale oni byli perfekcyjnie zorganizowani, a my bardzo spięci, bo to był przecież nasz pierwszy finał w życiu. Okazało się, że to jedyny mecz w tym turnieju, który zagraliśmy naprawdę słabo. Gdybyśmy wszyscy zagrali na sto procent, może byłaby szansa powalczyć. Dogonić Brazylię nie będzie jednak łatwo. Pamiętajmy, że przez ostatnie cztery lata oni przegrali trzy mecze i wszystkie bez konsekwencji.

Jakie znaczenie ma dla pana wyróżnienie indywidualne, nagroda dla najlepszego rozgrywającego?
Śledziłem ostatnio rankingi i wynikało z nich, że wygram. To na pewno miła nagroda, nie tyle dla mnie, co dla całej drużyny, bo wszyscy na nią pracowaliśmy. Moim zdaniem numerem jeden jest jednak Ricardo. Mógłbym się od niego wiele nauczyć. Jest wielki, nieprzewidywalny. Wszystko widzi.