Kiedy dokładnie został pan zawodnikiem Legii Warszawa?
W środku nocy w czwartku na piątek, gdy skończyliśmy trwające prawie trzy godziny negocjacje w hotelu Sheraton. Wraz z moim menedżerem Draganem Popoviciem i dziewczyną Iloną byliśmy bardzo zmęczeni tak długimi rozmowami. Zadowoleni także, bo wszystko wyjaśniło się przed świętami i już wiem, gdzie zagram w nowej rundzie. Choć w sumie... formalnie nadal jestem zawodnikiem Widzewa. Wszystko jest już dograne między klubami, między mną a Legią, ale kontrakt podpiszemy prawdopodobnie dopiero po weekendzie.

Dlaczego od razu tego nie zrobiliście?
To normalna praktyka. Legia wysłała mnie od razu na szereg badań, na których spędziłem cały piątek, jeżdżąc od jednej kliniki do drugiej. Teraz warszawianie mają mnie już całkiem prześwietlonego. Dobrze, że byłem w miarę wypoczęty, bo mógłbym nie dać rady... Oczywiście żartuję, ale szczerze powiem, że czuję się zmęczony. Dobrze, że teraz trochę wypocznę.

Za nocleg w Sheratonie zapłaciła oczywiście Legia?
Oczywiście... że ja. Legia zacznie mi płacić dopiero od nowego roku. A ja mam nadzieję szybko przekonać wszystkich, że dobrze zrobili sprowadzając mnie do Warszawy i strzelić kilka goli.

Najpierw jednak wakacje w Brazylii?

Od 28 grudnia do 8 stycznia. A następnego dnia już na pierwszy trening w Legii. Znam w niej tylko Grzegorza Bronowickiego i Łukasza Fabiańskiego, bo byli na ostatnim zgrupowaniu kadry oraz trenera Dariusza Wdowczyka. On pierwszy dał mi szansę, gdy byłem jeszcze w Wiśle Płock.

Tam pracowaliście razem dość krótko, tu zanosi się na dłuższy czas.
Kontrakt podpisałem na trzy i pół roku.

Wcześniej może pan odejść za dwa i pół miliona euro.
Na razie wcale o tym nie myślę, na razie chcę pomóc Legii wywalczyć mistrzostwo Polski. I wierzę, że mi się to uda.