Cezary Kowalski: Nie ma pan zbyt dobrej prasy w Szkocji...
Artur Boruc: Dlaczego? Praktycznie nie mam przecież kontaktów z miejscowymi dziennikarzami. Raz w miesiącu muszę obowiązkowo udzielić wywiadu i mam spokój. Nigdy nie zadzwonił do mnie żaden szkocki dziennikarz. Nie ma tutaj takiego zwyczaju.
Nie dzwonią, ale obserwują. Stał się pan bohaterem obyczajowego skandalu. To prawda, że zostawił pan żonę dla Szkotki Joanne McQuillan?
Kompletna bzdura. Wymyślili to, bo Kasia pojechała do Polski na święta i musieli do tego dorobić jakąś historię. Niech mi pan nie mówi, że nie wie jak to działa w mediach. Pojechałbym z Kasią, ale przecież nie mogłem. Nasze małżeństwo ma się dobrze i w żadnym wypadku się nie rozwodzimy. A gazetę, która napisała o moim rzekomym romansie, podaję do sądu.
Sportowo może pan uznać 2006 rok za najbardziej udany w karierze...
Tak pan uważa? O którym meczu pan mówi? Co się stało? No dobra, żartuję, było nieźle, ale nigdy nie pomyślałem w ten sposób: „Ach, co to był rok!”. Zagrałem w mistrzostwach świata, zdobyłem mistrzostwo Szkocji i jeszcze awansowałem do 1/8 finału Ligi Mistrzów. Tyle, że to nic nadzwyczajnego. Po prostu dobrze wykonuję swoją pracę. A mogłoby być jeszcze lepiej. Przecież mundial zupełnie nam nie wyszedł. Nawet nie oglądałem nagrań tych spotkań. Żeby się nie katować. Nie podniecam się, lubię moją robotę, ale nie wywołuje ona u mnie jakichś niesamowitych emocji.
Boruc jednak wywołuje emocje wśród innych. Największe wrażenie robi pan na kibicach Glasgow Rangers. Podczas niedawnych derbów znów przeżegnał się pan ostentacyjnie, co wywołało burzę wśród protestantów.
Nie ostentacyjnie, tylko po prostu się przeżegnałem. Zawsze to robię przed wejściem na boisko i będę to robić.
Szkoci twierdzą, że celowo wykonał pan znak krzyża nie przed kibicami Celticu tylko Rangers.
Raz przeżegnałem się przed trubuną Celticu, a po zmianie stron po stronie Rangers. Nikogo nie prowokowałem. Nie obchodzi mnie, że wnoszą na mnie skargi na policję. Nie mogą mnie zamknąć w więzieniu za to, że wykonuję znak krzyża. Przecież to Wielka Brytania, a nie jakieś pierdziszewo.
Przyzna pan jednak, że budzi pan kontrowersje na trybunach nie tylko w Szkocji. Nie znoszą pana m. in na Śląsku za wypowiedzi na temat dopingu na stadionie w Chorzowie...
Budzę emocje, bo jestem wyrazisty i zawsze mówię to co myślę. Na Śląsku przegięli kiedyś gwiżdząc na reprezentację Polski i po prostu to oceniłem.
Jest pan bardzo przywiązany do klubowych barw, w pewnym sensie ma pan mentalność kibica...
Nie tylko w pewnym sensie. Jestem zagorzałym fanem Legii Warszawa.
Jak to się ma do pana wypowiedzi, że średnio interesuje się piłką?
To jest prawda. Jak gra Legia, to zawsze muszę zobaczyć mecz. Lubię popatrzeć na jakieś mistrzostwa czy Ligę Mistrzów, jednak bez przesady. Maniakiem futbolowym nie jestem. Trenuję, gram, ale później wcale nie żyję piłką.
Według niektórych trenerów pana największą wadą jest słaba psychika. Nie jest pan w stanie być skoncentrowanym przez cały mecz.
A to ciekawe, ale zupełnie się nie zgadzam.
A te fatalne wykopy w meczu z Belgią w Brukseli?
No, rzeczywiście to wielki problem. Przepraszam, czy coś się stało? Puściłem gola, albo przegraliśmy mecz? Piłkarzowi zdarza się źle kopnąć piłkę i tyle. Widziałem co robił Iker Casillas w jednym z ostatnich meczów ligowych Realu Madryt. I jakoś nikt nie mówi, że chłop ma problem z psychiką albo, że jest słabym bramkarzem.
O panu kolega z drużyny Neil Lennon powiedział szkockim mediom, że Boruc to najlepszy bramkarz w Europie...
No coż... Skoro tak mówi, to nie będę się z nim polemizować.
Z kolei pana menedżer Radosław Osuch zapowedział, że jeśli odejdzie pan z Celticu to tylko do Arsenalu, Chelsea, Liverpoolu albo Manchesteru United.
Stop, stop, stop. Radosław Osuch nie jest już moim menedżerem od kilku miesięcy. Nie wiem dlaczego za niego się podaje. Nie będzie partycypował w kosztach mojego ewentualnego transferu. Niech pan to wyraźnie napisze: Artur Boruc jest sam sobie menedżerem.
Żartuje pan? Będzie pan jeździł na rozmowy transferowe w swojej sprawie, kłócił się o wartość odstępnego i negocjował kontrakt?
A co w tym trudnego? Nie widzę problemu.
Ma pan jakieś doświadczenie w tej materii?
Ogromne. Byłem kiedyś na bazarze w Turcji i targowałem się o wszystko co kupowałem. Wiem jak to się robi.
Piłkarzy sprzedaje się chyba trochę inaczej niż towary na bazarze?
Moim zdaniem dokładnie tak samo.
No to jak będzie z tym transferem do Arsenalu?
A dlaczego do Arsenalu? Nigdzie na razie nie chcę odchodzić. Dobrze mi w Glasgow. Czas pokazał, że miałem rację nie odchodząc do Londynu. Okazało się, że pieniądze to nie wszystko. Z Celticem też mogę daleko zajść w Lidze Mistrzów.
Czeka na was Milan w następnej rundzie. Nie drżą panu nogi?
Cały się trzęsę ze strachu, a do meczu jeszcze ponad dwa miesiące. Żartuję oczywiście. Milan jak Milan. Słabych w Lidze Mistrzów już nie ma. Wszystkie zespoły mają podobną siłę.
Lubi pan Szkocję?
Bardzo, zwłaszcza, że jest tu coraz więcej Polaków. Jesteśmy dosłownie wszedzie. W każdym banku, sklepie, restauracji pracują Polacy. Ja się z tego cieszę, bo jest z kim pogadać, a poza tym naprawdę nas tu szanują. Bo potrafimy dobrze pracować.
Przez całe święta gracie w piłkę. Nie przeszkadza to panu?
W tym roku graliśmy 23 i 26 grudnia. Zagramy także 30 grudnia i 2 stycznia. I tak fajnie, bo w zeszłym roku musiałem wstać o siódmej rano pierwszego stycznia i jechać na mecz do Edynburga. Nie narzekam jednak, za to biorę pieniądze.
Nie wypije pan nawet lampki szmpana?
Nie, bo profesjonalni piłkarze nie piją. Dobrze się prowadzą i wcześnie chodzą spać. W ogóle to bardzo grzeczne chłopaki.
Dlaczego się pan roześmiał?
Bo mam dobry humor.
W mediach aż huczy od informacji, że małżeństwo Artura Boruca rozpada się. Ale nasz bramkarz stanowczo zaprzecza. "To kompletna bzdura, którą wymyślili to dziennikarze. Nasz związek ma się dobrze i w żadnym wypadku się nie rozwodzimy" - zapewnia DZIENNIK piłkarz Celticu Glasgow.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama