Dlaczego pan się nie zgłosił do prokuratury?

Gdzie ja mogłem pójść? Komu miałem zgłosić to dwa lata temu? Tylko bym sobie wrogów narobił.

Zarzuty dotyczą 2004 i 2005 roku. Od lipca 2003 roku obowiązuje przepis dotyczący korupcji w sporcie, więc powinien to pan zrobić.
Tak, ale dużo ustaw obowiązuje. Czasami są to martwe przepisy. Nie znam arbitra, który nie miał przed meczem jakiejś propozycji. Działacze mówili na przykład: Panie sędzio pan pomoże!, ktoś inny bąknął: Byłoby dobrze, jak byśmy tutaj wygrali...

Do czego się pan przyznał?
Do kilku zarzutów.

Kto panu proponował pieniądze?

Z reguły byli to kierownicy drużyn.

Coś panu proponowali działacze Górnika Łęczna: Bronisław K. (były wiceprezes klubu, zatrzymany 8.08.2006 roku pod zarzutem korupcji w sporcie, przyznał się i współpracuje ze śledczymi - red.) i Ryszard M. (wieloletni kierownik, a obecnie masażysta zespołu, zatrzymany 26 lipca 2006 roku pod zarzutem wręczania łapówek w zamian za korzystne dla Łęcznej wyniki meczów, przyznał się i poszedł na współpracę z prokuraturą - red.)?

Nie znam Kołodziejczyka.

Na pewno?
To ten prezes, czy wiceprezes, który kiedyś był zatrzymany? Jego nie kojarzę. Ryśka Majewskiego to znam.

To on przekazywał pieniądze?
Oni zawsze przychodzili. Wiedzieli do kogo mogą przyjść. Poklepywali po plecach i mówili: Robert będzie dobrze, będzie dobrze?

Ile zaproponował panu M.?
Kilka tysięcy.

Tak po prostu!?
To nie było jak w filmach sensacyjnych. Nie było ewidentne. Podszedł, klepnął mnie mimochodem, mówił: Robert, wszystko będzie dobrze.

Jaki mecz pan ustawił?
Jak mi zaproponowali łapówkę to niestety przegrali. Za jaki czas znowu u nich byłem (W. prowadził mecz Górnik Łęczna-Widzew - red.). Przed spotkaniem przyszedł do mnie jeden z działaczy Łęcznej puścił tylko oko i wygrali. Po jakichś dwóch tygodniach przyjechali do Warszawy grać mecz, skontaktowali się ze mną. Dziękowali i dali pieniądze.

Ile pan wtedy dostał?
Między 10 a 15 tysięcy złotych.

Dzielił się pan pieniędzmi z sędziami liniowymi?

W życiu! Linowym nic nie mówiłem. Było mi wstyd za coś takiego. Prowadziłem mecze ze Sławkiem Stempniewskim, który został właśnie szefem polskich sędziów. Gdyby się o tym dowiedział, dałby mi po łbie. Strach mu było coś takiego powiedzieć.

Kręcił pan w barażu o utrzymanie w drugiej lidze między Stasiakiem Opoczno, a Unią Janikowo (2:0) w sezonie 2003/2004? Podyktował pan wtedy dwa rzuty karne dla gospodarzy.
Co, miałem jedenastki nie gwizdnąć? Na tym meczu było dwóch obserwatorów, w dodatku jeden z nich zarzucił mi, że nie podyktowałem ewidentnego trzeciego karnego dla Stasiaka.

Kto pana wtedy obserwował?
Janusz Hańderek z Krakowa i Henryk Klocek z Gdańska. To ten drugi zarzucił mi, że nie podyktowałem trzeciego karnego.

Kolejny mecz, którego dotyczą zarzuty prokuratorskie to spotkanie Górnika Łęczna z Górnikem Zabrze w sezonie 2004/2005, które skończyło się wynikiem 2:0?
Tak.

Kwota za ustawienie tego meczu była podobna do poprzedniej?
Zgadza się. Po dwóch tygodniach też się spotkaliśmy. Działacze Łęcznej powiedzieli: Panie sędzio, to dla pana. Taki bonus.

Czy Łęczna powinna być zdegradowana z ekstraklasy?
Absolutnie! Tak właśnie uważam.

Kiedyś było tak: sędziował pan mecze Łęcznej i Górnik wygrywał. Potem nagle przestał. Co się stało?
Prowadziłem sześć spotkań tego zespołu. Trzy wygrali i tyle samo przegrali. Jak zaczęło być głośno po pierwszych zatrzymaniach, to już nie podchodzili. Nie klepali, nie zagadywali. Już był spokój, jeśli chodzi o nich. To kluby, które z drugiej ligi wchodziły do ekstraklasy wnosiły takie nawyki.

Często sędziował pan spotkania Łęcznej. Czy to oznacza, że niektóre drużyny miały przypisanych sędziów, którzy często prowadzili spotkania wybranych drużyn?

Nie sądzę. Ja kiedyś miałem wpadkę w meczu Wisła Kraków-Pogoń. Potem już mnie nie wysyłali do Szczecina, żeby nie denerwować kibiców.

Utrzymuje pan, że jeśli chodzi o jedno spotkanie to ma pan tylko pół zarzutu. O co chodzi?
Przyznałem do części zarzucanego mi czynu. Potwierdziłem, że zaproponowano mi łapówkę, ale wtedy jej nie przyjąłem. Chodziło o mecz drużyny Stasiaka. Zespoły dogadały się między ze sobą. Stasiak tylko do mnie przyszedł na rozgrzewce i powiedział, żebym nie przeszkadzał, a on się odwdzięczy.

Jaki to mecz?
Nie mogę tego powiedzieć.

To spotkanie dawało coś Stasiakowi?

Jemu nic. Na zwycięstwie zależało rywalom.

Czyli Stasiak sprzedał mecz zespołowi, z którym grał?
Dokładnie. Sprzedali spotkanie tamtej drużynie.

Ktoś z tamtego klubu ma problemy?
Prokuratura poważnie się nim interesuje. Są prowadzone czynności.

Według nas chodzi o mecz Arka Gdynia-KSZO Ostrowiec Świętokrzyski (dawny Stasiak) w maju 2005 roku, który pomógł klubowi z Trójmiasta w awansie do ekstraklasy. Pana zdaniem KSZO sprzedał ten mecz Arce?
Na to wygląda, ale nie mogę o tym mówić.

Kto pana wsypał?
Majewski i Stasiak.

Żona ciosa panu kołki na głowie za to, że brał pan łapówki?
Cały czas. Na pewno się rozczarowała. Nic jej wcześniej nie mówiłem.

Jak przyjęli pana zatrzymanie koledzy?
W życiu nikomu nie powiedziałem. Za mnie ludzie dawali sobie ręce uciąć. I co? Chodziliby dziś bez ręki. Niektórzy twierdzili, że jestem sędzią kontrowersyjnym. Na przykład trener Franciszek Smuda mówił po meczu Lech Poznań-Cracovia (3:4, 19 sierpnia 2006 roku - red.), żeby mnie do prokuratury do Wrocławia od razu wieźć.

A co pan sądzi o obserwatorze Krzysztofie Perku z Poznania, który jest przyjacielem Ryszarda F. pseudonim Fryzjer uważanego za szefa mafii sędziowskiej działającej w polskiej piłce nożnej?

Pan Perek nie lubił mnie od samego początku, choć był moim mentorem, kiedy zaczynałem i powinien się mną opiekować. Jednak trzy razy dał mi najniższe noty w sezonie i prawie spadłem przez niego z ligi. On teraz młodzież uczy. To kwestia czasu, kiedy trafi do prokuratury. Na pewno był blisko z Fryzjerem, a ten przecież w Wielkopolsce wszystko trzymał za głowę. W 2003 roku, w Poznaniu, po przegranym przez Lecha meczu z Wisłą Kraków (2:4) przyszedł do mnie Perek i mnie oceniał. Dał mi bardzo niską notę, choć sędziowałem nieźle. Był z nim wtedy Fryzjer, związany z poznańskim klubem. Wtedy widziałem go pierwszy raz. O Perku nie chcę już mówić, bo go nie lubię.














































































Reklama