Polscy kibice zamarli, kiedy w sobotę rano na grzbiecie Otylii ścigającej się na 100 m delfinem pojawiło się wielkie wybrzuszenie. Przy pierwszym wdechu pływaczce pękł kostium, a pod materiał na plecach wpłynęła woda. Zawodniczka walczyła teraz nie tylko z rywalkami, ale i z potężnym oporem zebranej w takiej bańce wody - pisze "Fakt".

Ale nie ma sytuacji, w której Otylia nie potrafi sobie poradzić. Królowa polskiego pływania pokazała przeciwniczkom, że prawdziwy mistrz zwycięża bez względu na wszystko. Do półfinału awansowała jako piąta, a potem bez trudu dostała się do niedzielnego finału. "Owszem, z bańką na plecach nie pływa się zbyt komfortowo, ale przecież dałam radę" - powiedziała po wyścigu.

I zastrzegła, że nie ma pretensji do Diany, producenta stroju. "Na pewno nie jest wadliwy, bo pływam w nim od dawna. To właśnie ten kostium miałam na sobie, kiedy w sierpniu na zawodach Open de Paris w Paryżu popłynęłam 200 m motylkiem na długim basenie z trzecim najlepszym czasem w życiu i zbliżyłam się o pół sekundy do rekordu świata!" - tłumaczyła Otylia.

Niestety, przed finałem wyścigu na 100 metrów motylkiem kostium znów puścił. Otylia zajęła dopiero trzecie miejsce, chociaż kibice liczyli na złoto.