Domowa sesja zdjęciowa przedstawia pływaczkę pod prysznicem i w sypialni. Od razu widać, że sesja zrobiona została na użytek prywatny, a ich autora łączyła z Laure wielka zażyłość.
Zdjęcia trafiły do internetu w niedzielę w ostatnim dniu mistrzostw Europy w Debreczynie. W sobotę doszło do kłótni Manaudou z jej byłym chłopakiem Luką Marinem.
Perypetie miłosne francuskiej multimedalistki były na basenie w Debreczynie tematem numer jeden. Wszyscy czekali na konfrontacje Marina, który do listopada był narzeczonym Laure, z jej nowym chłopakiem, reprezentantem Francji Benjaminem Stasiulisem. Wbrew nadziejom bulwarówek, panowie udawali, że się nie widzą. Awantura wybuchła za to między Manaudou a Marinem.
Laure pojawiła się na sobotnim treningu włoskiej kadry i na oczach całej ekipy rzuciła w niego zaręczynowym pierścionkiem, trafiając w głowę innego włoskiego pływaka Filippo Magniniego. Francuzka doskonale wiedziała, że nie ma nic gorszego dla Sycylijczyka od publicznego upokorzenia.
Marin przeżywał incydent całą noc. Rano nie wytrzymał. Podczas niedzielnych eliminacji włożył szlafrok i nielegalnie przedarł się do strefy przygotowań do startów, gdzie Laure koncentrowała się właśnie przed wyścigiem na 200 m kraulem. Stanął nad nią i mało parlamentarnym językiem zapytał, dlaczego oddała mu pierścionek. Rozwścieczona Laure kazała mu odejść. Kłócili się dobrych kilka minut i nie wiadomo, czy nie doszłoby do rękoczynów, gdyby nie Magnini. To on odciągnął Marina od Laure i nie dopuścił do jeszcze większego skandalu.
Laure awansowała do finału z czasem znacznie poniżej swoich możliwości i prosto z wody poszła na skargę do swojego trenera. Szkoleniowiec i zarazem brat Laure, 22-letni Nicolas Manaudou jeszcze tego samego przedpołudnia wniósł oficjalną skargę na Marina do Europejskiej Ligi Pływania.
Sama pływaczka miała powiedzieć, że za publikacje w internecie jej nagich zdjęć odpowiada właśnie Marin. Włoch wszystkiemu zaprzecza, ale po wydarzeniach z Debreczyna stał się dla prasy mało wiarygodny.
Według dziennikarzy „L'Equipe” już w czerwcu ktoś rozesłał zdjęcia do wszystkich ważniejszych francuskich gazet i agencji prasowych. "Nikt ich nie publikował, bo zabrania tego francuskie prawo. Nikt nie ryzykowałby procesu i gigantycznego odszkodowania" - mówi Pascal Glo z „L'Equipe”.