Przeżył pan szok, gdy dowiedział się o powołaniu do reprezentacji?
Nic mi z ręki nie wypadło, jeśli o to chodzi. O powołaniu dowiedziałem się w poniedziałek od trenera Adama Nawałki. Byłem szczęśliwy, bo reprezentacja to nadal moje marzenie, ale przyjąłem to wszystko spokojnie. Zawsze wiedziałem, że ciężka praca popłaca.

Reklama

Chyba nie zawsze. Pamięta pan w ogóle swój ostatni mecz w reprezentacji?
Oj, to było tak dawno. Może z Estonią? Chyba nawet gola strzeliłem. Ale kiedy to było! Jakieś pięć lat temu. Szmat czasu...

Mogło być chyba więcej tych meczów w kadrze, niż tylko szesnaście.
Mogło być mniej, a mogło i więcej, na przykład sto szesnaście. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Wszystko potoczyło się tak jak potoczyło. Nie patrzę za siebie.

Podobno, gdyby był pan mniej konfliktowy, grałby w reprezentacji częściej.
W tym jest więcej plotki niż prawdy. Mam swoje zdanie, ale czy to źle? Jak coś jest białe, to mówię, że jest białe. Dlaczego mam mówić, że jest czarne i okłamywać samego siebie? Jednym to się podoba, a innym nie. Tak jest świat urządzony.

Reklama

Przez długi czas nie pasował pan do koncepcji Beenhakkera i nagle zaczął pasować. Co się stało?
Nie chciałbym tego komentować. Zawsze było tak, że w przypadku powoływań dla mnie robiło się wielkie halo - "O, Wichniarek w kadrze, szok, nareszcie!” albo: "No i po co?” i takie tam. A prawda jest taka, że ja każdą bramką pracowałem na to powołanie. Beenhakker w końcu dostrzegł moją dobrą grę w Bundeslidze.

Pana pozycja w Arminii nadal jest taka sama? Nadal jest pan tam "Królem Arturem"?
Dopiero teraz jestem prawdziwym królem, bo niedawno zostałem najlepszym strzelcem w historii klubu. Czy siedem goli mniej więcej na półmetku to dużo? Cóż, spójrzmy na tabelę strzelców. Pierwszy jest Luca Toni z Bayernu - dziewięć bramek. Gdybym ja grał w Bayernie, to być może miałbym więcej sytuacji i być może więcej trafień. Ale gram w Arminii. Nie ma sensu gdybać.

Co pan chce ugrać na tym zgrupowaniu?
Zamierzam z bardzo dobrej strony pokazać się w meczu towarzyskim z Czechami i sprawić, aby Beenhakker miał pożądny ból głowy. Tylko tyle i aż tyle.

Reklama

Przy odrobinie szczęścia będzie miał pan bardzo duże szanse na wyjazd na Euro. Żurawski i Matusiak są w fatalnej formie. Saganowski jest kontuzjowany, a Rasiak częściej jest rezerwowym niż gra...
Powiem tak: mamy dopiero styczeń. Przez niemal pół roku wszystko może się zdarzyć. Mogę zostać pierwszym napastnikiem reprezentacji, a mogę i szóstym. Decydować będzie forma z maja. No i miłe skojarzenia z Cypru...

Jest dla pana miejsce w tej kadrze?
To się okaże. Grałem już z kilkoma zawodnikami tej reprezentacji. Doskonale pamiętam Maćka Żurawskiego, czy Jacka Krzynówka. Nie będzie problemów ze zgraniem się. Poza tym Beenhakker świetnie poukładał tę drużynę i sprawił, że chłopaki nabrali niesamowitej pewności siebie. Będę tam pasować.

Co pan powie Beenhakkerowi na zgrupowaniu?
"Dzień dobry”. Chyba wystarczy.