Kim jest Radosław Majewski w kadrze Leo Beenhakkera?
Wschodzącą gwiazdą? Bądźmy poważni. Raczej szarą myszką. Jestem na etapie entuzjazmu, że w ogóle tutaj przyjechałem. I to już drugi raz. Pod koniec ubiegłego roku Leo zabrał mnie do Turcji. Byłem strasznie zmęczony sezonem, bo przecież w pierwszej lidze gram dopiero od roku. Starałem się jak mogłem, ale wydaje mi się, że wypadłem bardzo przeciętnie. A tu taka niespodzianka. A jak jeszcze dowiedziałem się, że zostaję na drugą część zgrupowania, kiedy przyjedzie pierwszy skład, to w ogóle nie byłem w stanie w to uwierzyć.

Reklama

Co takiego zatem widzi w panu selekcjoner?
Sam nie wiem. Ale coś musi widzieć, bo przecież za zasługi mnie nie powołuje. Takich nie mam wcale. Kilkanaście miesięcy temu grałem ledwie w trzeciej lidze w Zniczu Pruszków. Pewnie jestem perspektywiczny, bo i młody. Z tego co się co się zdążyłem zorientować, przygotowują mnie pod kątem gry w środku pomocy. Tyle, że ja raczej jestem ofensywnym pomocnikiem, a kadra najczęściej gra dwoma defensywnymi.

Beenhakker wystawia dwóch defensywnych, bo prawdziwych rozgrywających po prostu nie ma...
Mnie się wydaje, że konkurencja jest dość spora. Nawet tutaj w tej słabszej kadrze jest oprócz mnie Goliński, Kuklis, Murawski, Garguła. Pięciu dobrych chłopaków.

Tylko niech pan mi nie opowiada, że zrobi wszystko aby pokazać się z jak najlepszej strony. Każdy debiutant powtarza takie banały...
To powiem tak: Te kilkanaście dni to jest mój czas aby się sprzedać. Może być?

Chodzi panu o nadzieję na rychły transfer?
Niekoniecznie od razu transfer. Chcę po prostu sprzedać swoje umiejętności takiemu człowiekowi jak Beenhakker i dać mu do myślenia na mój temat. Podczas tego zgrupowania w Turcji dostałem od niego konkretne wskazówki i staram się do nich stosować.

Reklama

Jakiego typu to instrukcje?
Chodzi o konkretne zachowania na boisku. Jak mam się ustawiać, jak poruszać, techniczne sprawy.

I to jest rzeczywiście takie wyjątkowe? Przecież każdy trener mógł panu to powiedzieć...
Wie pan, nie wiem dokładnie na czym to polega, ale jak trener z takim nazwiskiem powie nawet jakąś oczywistość to jakoś bardziej to do nas trafia.

Reklama

Wróćmy do pana ewentualnego transferu z Grodziska.
Z jednej strony słyszę ludzi, którzy mówią mi, że już powinienem wyjeżdżać za granicę, ruszać na głęboką wodę. Z drugiej wcale się do tego nie palę. Z jednej strony wiem, że jak się nie zaryzykuje to się nie wygra, z drugiej widzę jak łatwo zmarnować mnóstwo czasu, siedząc gdzieś w niezłym klubie na ławce rezerwowych. Radek Matusiak wyjedżał z Polski jako prawdziwy bohaterem, a teraz nie dostał nawet powołania do kadry.

Ale z pewnością bardzo mocno zyskał finansowo.
Bardziej niż na pieniądzę muszę patrzeć na to, w którym miejscu mam większe możliwości rozwoju. Na razie wyraźnie idę w górę, ale przecież nie mam gwarancji, że jak wyjadę za granicę to się nie przestraszę, albo nie zablokuję. Moja największa obawa to nieznajmość języka. Wziąłem się ostro za angielski i zanim się nie nauczę to nie zamierzam wyjeżdżać.

Transfer do pierwszej ligi, lepsza pensja, awans do reprezentacji. Dwudziestolatkowi może się zakręcić w głowie...
Pieniądze to mam raczej marne. Przychodziłem przecież do Grodziska z trzeciej ligi. Nie mam menedżera, a chodzić samemu i się upominać to jakoś nie w moim stylu. Zresztą krępowałbym się, nie wiem czy zasługuję. Nie spieszno mi do tej kasiory. Kasa przyjdzie. A uderzenie wody sodowej mi nie grozi, bo pochodzę z Pruszkowa. Tam nikt nikogo przesadnie nie chwali. Prezes Znicza Sylwiusz Mucha Orliński i trener Marek Milankiewicz zawsze trzymali mnie krótko i sprowadzali na ziemię. Piotrek Ćwierczewski, z którym grałem w Grodzisku, również. Cały czas jestem z nimi w kontakcie, cały czas mnie opieprzają, mówią co robię źle. Dzięki nim jestem pokorny, ale potrafię też stanąć z drugim człowiekiem twarzą w twarz i nie uciekam ze wzrokiem. Miałem szczęście, że trafiłem na takich ludzi.

Słyszał pan o tym, że chce pana kupić Legia?
Żadnych rozmów nie było. Ale miałbym na Łazienkowską bardzo blisko z domu. Z Pruszkowa jest tam jedynie 15 km . Wsiadłbym do kolejki WKD i już bym był na treningu. Przy okazji dementuję informację jakobym był kibolem Legii. Owszem, chodziłem na mecze, ale nie siadałem na Żylecie. Przyglądałem się jak grają środkowi pomocnicy, bo tak mi polecił trener w Zniczu. Zresztą na Polonię też chodziłem.

Nie ma pan samochodu?
Samochód mam, ale nie mam prawa jazdy. 20 lutego mam zdawać egzamin, ale tego samego dnia Dyskobolia gra mecz w Pucharze Ekstraklasy. Zapytałem w klubie czy mógłbym zostać zwolniony, bo przecież egzamin na prawo jazdy to życiowa sprawa. Wybuchnęli śmiechem, zapytali: człowieku, czy ty chory jesteś? No w sumie to mieli rację.

Wierzy pan, że...
że pojadę na mistrzostwa Europy? Nie no, proszę, sam pan chciał, żeby nie było banalnie. I jakiej się spodziewa odpowiedzi? Że nie wierzę? Nie wiem co będzie. Pamiętam jednak, że poprzedni selekcjoner Paweł Janas mocno zaskoczył powołaniami na mundial. Może i teraz będzie jakaś niespodzianka.