Jeszcze w zeszłym roku wydanie superlicencji wyliczano tak - 1750 euro podstawy i 456 euro za każdy zdobyty punkt. Teraz jest to 10 tysięcy euro i aż 2 tysiące za punkt. Rok temu Lewis Hamilton jako debiutant zapłacił za glejt 1750 euro, teraz musi przelać z konta aż 228 tysięcy.

Reklama

Skąd się bierze tak gwałtowna podwyżka? "Wydajemy fortunę na bezpieczeństwo, a większość tych pieniędzy jest wydawana z korzyścią dla kierowców. Większość ludzi, którzy ponoszą te koszty, zastanawia się, dlaczego wydają tak dużo pieniędzy by zapewnić bezpieczeństwo kierowcom, którzy zarabiają fortunę. Stąd wzrost kosztów" - tłumaczy mętnie Mosley cytowany przez serwis f1ultra.pl.

Max Mosley nie przejmuje się komentarzami kierowców, że to szantaż. "Jeżeli ktoś zarabia 30 milionów, jak niektórzy z nich, to wcale nie jest tak źle. A jeżeli ktoś zajmuje miejsce na końcu stawki i nie ma punktów, to koszt wynosi 10 tysięcy euro. Dla ludzi zarabiających takie pieniądze to żaden dramat. Ja bym się chętnie zgodził, gdyby ktoś mi powiedział, że mogę zarabiać 20 milionów, jeśli zapłacę 250 tys. za licencję" - twierdzi.