Na uroczystość w Olimpii wdarło się dwóch członków organizacji "Reporterzy bez granic". Jeden z mężczyzn podbiegł pod podium, gdzie przemawiał szef komitetu organizacyjnego igrzysk, Liu Qi i zaczął wymachiwać flagą, na której wymalował kajdanki w miejsce olimpijskich kółek. Drugi chciał rozwinąć transparent z hasłem "Bojkotujcie kraj, który depcze prawa człowieka". Demonstranci zostali zatrzymani, ale ich wyczyn pokazała m.in. stacja BBC.

Reklama

Nie był to jedyny wybryk związany z olimpijskim zniczem. Na trasie doszło do kolejnych eksceców - dwójka tybetańczyków położyła się na ulicy przed przebiegającą sztafetą, krzycząc polityczne hasła.

Teraz ogień wyruszył w świat. W ciągu 130 dni ma pokonać 137 tysięcy kilometrów. Zapowiadane są kolejne protesty, szczególnie, że kontrowersyjna sztafeta przejdzie dwukrotnie przez Tybet (zapłonie także na świętej dla Tybetańczyków górze - Mount Everest).

"Reporterzy bez granic" już zapowiadają, że dojdzie do kolejnych manifestacji. Jak powiedział szef organizacji, Robert Menard, będą się one powtarzały aż do ósmego sierpnia, kiedy to igrzyska w Pekinie zostaną oficjalnie otwarte.

"Chcemy, by szefowie państw zagranicznych zbojkotowali ceremonię otwarcia igrzysk. Nie mamy nic przeciwko olimpiadzie ani sportowcom. Ale uczulamy państwa świata na fakt, że Chiny są największym więzieniem świata" - mówi Menard.

Reklama