"Po zakończeniu kariery zastanawiałem się co robić dalej. Postanowiłem pójść w kierunku trenerskim. Już trzy lata pracuję w Norymberdze jako trener bramkarzy" - mówi DZIENNIKOWI Matysek, który nie tak dawno w reprezentacji Polski rywalizował o miejsce w bramce z Jerzym Dudkiem i jego zdaniem... nie była to zdrowa sytuacja.

Reklama

"W klubie rywalizacja trwa codziennie na każdym treningu, ale reprezentacja to coś zupełnie innego. Tu hierarchia musi być ściśle zachowana. W reprezentacji bramkarz numer jeden powinien być wyraźnie wskazany. Za moich czasów nasz wspaniały trener Janusz Wójcik doprowadził do sytuacji, że i ja i Dudek cały czas odczuwaliśmy niepewność. Czasem po świetnym meczu siadałem na ławce. Jeżeli bramkarz dobrze funkcjonuje w drużynie, to nie ma powodów żeby go zmieniać. Jeśli do tego dochodzi, to zawodnikowi ciężko zrozumieć dlaczego tak się stało" - tłumaczy Matysek.

"Zamieszanie przy obsadzie bramki, to najgorsze co może się zdarzyć w drużynie. Dlatego ważna jest teraz rola Beenhakkera, który musi karty rozdać tak, żeby wszyscy bramkarze byli zadowoleni. Na przykład Joachim Loew z góry ogłosił, kto u niego w drużynie jest numerem jeden i podał trójkę bramkarzy, których zabiera na Euro. I to jest dobre. W naszej reprezentacji numerem jeden jest Artur Boruc i nie powinno być w tej kwestii żadnych niedopowiedzeń, mimo że za Tomaszem Kuszczakiem stoi wielki klub Manchester United, a za Łukaszem Fabiańskim Arsenal. Kuszczak popełnia błąd, kiedy mówi dziennikarzom, że to on powienien być numerem jeden. Każdy chce grać i ja to rozumiem, ale w kadrze trzeba zapomnieć o swojej ambicji. Taka ambicja jest zła. Na miejscu Kuszczaka w ogóle nie zaprzątałbym sobie głowy tymi sprawami. Szkoda czasu. Przyszłość przed nim. Ja też się kłóciłem. Raz miałem rację, raz nie. Każdy chce pokazać się na wielkiej imprezie. Przed mistrzostwami świata w 2002 r. wróciłem nawet do polskiej ligi, co do dziś odbija mi się czkawką. Gdybym to przewidział, to pewnie zrezygnowałbym z wyjazdu na mistrzostw świata i nie wiem, czy bym tego żałował. Oczarował mnie mit reprezentacji. Postawiłem wszystko na jedną kartę. Ale życie to nie tylko reprezentacja. Dlatego nie wiem czy Wojciech Kowalewski dobrze zrobił wracając do polskiej ligi. Jurek Dudek też niepotrzebnie wspominał o powrocie do kadry przed Euro. Jego czas się już skończył. Są inni, młodsi" - mówi Matysek.

Dla byłego bramkarza Bayeru Leverkusen najważniejsze są teraz losy 1FC Nürnberg. Do końca rozgrywek niemieckiej ekstraklasy pozostały tylko dwie kolejki, a Norymberga zajmuje 16. - spadkowe miejsce.

"Po sukcesie w poprzednim roku kadrowo bardzo się wzmocniliśmy. Niestety po doskonałym sezonie, kiedy zdobyliśmy Puchar Niemiec, drużyna popadła w samozadowolenie. Do sezonu podeszliśmy bez żadnych obaw. I to był błąd. Zapomnieliśmy o tym, że nie tak dawno, bo 10 lat temu klub spadł aż do III ligi. Wcześniej co roku graliśmy o utrzymanie, ale teraz dzięki dobrej robocie, którą w klubie wykonał trener Hans Meyer wszyscy byli spokojni. W klubie stworzono różne struktury, znaleźli się sponsorzy. Zajęło to 3-4 lata. Po spadku ciężko będzie to utrzymać. Przekonały się o tym ostatnio takie kluby, jak TSV 1860 Monachium, FC Koeln, czy Borussia Moenchengladbach" - martwi się były reprezentant Polski.

"Drużyna, mająca w składzie takich piłkarzy, jak Jan Koller, Tomas Galasek, Angelos Charisteas, czy Marek Mittel powinna walczyć o europejskie puchary. Nasze kłopoty w tym sezonie dla wszystkich są zaskakujące. Ale dajemy z siebie wszystko. Świadczy o tym fakt, że na każdym spotkaniu mamy 45 tysięcy kibiców, którzy na nas nie gwiżdżą. Od początku sezonu prześladuje nas jednak wielki pech. Wiele meczów zamiast spokojnie wygrać, remisowaliśmy. Gramy nieskutecznie i popełniamy mnóstwo indywidualnych błędów. Co będzie jeśli spadniemy? Nawet nie chcę o tym myśleć" - kończy Matysek.