Hołowczyc kilka razy miał strach w oczach. "Zwłaszcza po etapie do La Rioja miałem ochotę powiedzieć kilka brzydkich słów organizatorom" - przyznał w rozmowie z DZIENNIKIEM kierowca Orlen Teamu. "Niektóre kamienie miały wielkość stołu. Pierwszy raz w życiu zjechałem z wydmy, która miała ponad pół kilometra i kąt nachylenia większy niż 45 stopni. Nie widziałem, co jest na dole i nie mogłem hamować. Cudem zjechałem do rzeki. Organizatorzy chcieli nam pokazać, że może być trudniej niż w Afryce, ale to jest morderstwo dla samochodów!"

Reklama

>>>Kolejne ofiary śmiertelne Rajdu Dakar

Nikt nie spodziewał się, że z trasy wypadną wszyscy, których typowano na zwycięzców. Awarie lub wypadki eliminowały prowadzących Nassera Al-Attiyaha (BMW), Stephane'a Peterhansela (Mitsubishi), Carlosa Sainza (Volkswangen). Luc Alphand (Mitsubishi) wycofał się, bo pilot Gilles Picard zasłabł podczas wykopywania samochodu z wydmy.

>>>Sensacja! Lider Rajdu Dakar się wycofał

Oni i tak mogą się cieszyć, że nic im się nie stało. Wielu innych nie miało tyle szczęścia. Codziennie oglądaliśmy rannych kierowców w szpitalu polowym. Pierwszą ofiarą był motocyklista Pascal Terry, który został znaleziony martwy przy trasie etapu z Santa Rosa do Puerto Madryn. Kolejnymi dwóch pasażerów samochodu, z którym zderzyła się ciężarówka wioząca koła dla rajdowców. Paul Green i jego pilot Matthew Harrison nadal znajdują się w śpiączce po wypadku na pierwszym etapie. Podobnie jak motocyklista Cristobal Guerrero, który uległ wypadkowi na pustyni Atacama.

Reklama