"Pavel popisywał się czasami dobrymi wolejami, ale najwyraźniej swoje najlepsze czasy ma już za sobą. Jego serwis nie był w stanie nam zagrozić" - mówił DZIENNIKOWI Fyrstenberg o rywalu, który kilka lat temu był trzynastym singlistą świata i ma na koncie sześć wygranych turniejów deblowych.
"Najważniejsze, że to my zagraliśmy dobre spotkanie, byliśmy zdecydowanie lepsi. Forma rywali nie miała dla nas znaczenia" - powiedział Matkowski.
Mecz na jednym z głównych kortów oglądało około 200 osób, ale tenisiści nie mogli narzekać na doping. Grupka kibiców w barwach narodowych co chwila z krzykiem zrywała się z miejsc. Na korcie Polacy byli niemal bezbłędni, pewnie wygrywali swoje gemy serwisowe (trzy z rzędu do zera). Rumuni ani razu nie dostali okazji do przełamania. Zwycięstwo zajęło naszym deblistom zaledwie 54 minuty.
"W każdym kolejnym meczu czujemy się coraz lepiej. W pierwszym mieliśmy kłopoty, drugi był znacznie lepszy, a z dzisiejszego możemy być w pełni zadowoleni" - opowiadał Matkowski. Polacy przyznali, że osiągnęli w Melbourne plan minimum. Ćwierćfinał to jeden z najlepszych ich wyników w turnieju wielkoszlemowym. Tylko raz - w Australian Open 2006 - dotarli aż do półfinału, ale tamten sukces sami określają jako nieco przypadkowy. Tym razem czują się zdecydowanie pewniej, chociaż swoje szanse oceniają z dystansem. "Na tym etapie nie można liczyć na spotkanie ze słabszą parą. Takie nie wygrywają trzech meczów w wielkim szlemie. Każdy, kto dotarł do ćwierćfinału, równie dobrze może wygrać cały turniej" - mówił Matkowski.
W tym roku są spore szanse na to, by przynajmniej jeden Polak znalazł się w półfinale debla Australian Open. Wszystko rozstrzygnęło się w nocy z niedzieli na poniedziałek polskiego czasu. Marcin i Mariusz z pewnością uważnie obejrzeli spotkanie, w którym o awans do ćwierćfinału Łukasz Kubot i Oliver Marach walczyli z parą Chris Guccione/Carsten Ball. Ze zwycięzcami zmierzą się właśnie Matkowski i Fyrstenberg.
Na IV rundzie zakończyła udział w turnieju singlistek Jelena Jankovic. W Melbourne miała zdobyć swój pierwszy tytuł wielkoszlemowy na potwierdzenie, że słusznie została liderką rankingu WTA. Nic z tego, Jelena gładko przegrała 1:6, 4:6 z z rozstawioną z numerem 18. Marion Bartoli. "Nie chcielibyście wiedzieć, co trener powiedział mi po meczu" - stwierdziła Jankovic.
Widmo porażki zajrzało też w oczy Rogerowi Federerowi. Z opresji, jak już nie raz bywało, wyratował go bezbłędny serwis. Szwajcar, przypierany do muru przez Tomasa Berdycha, odrobił jednak stratę dwóch setów. Dopiero w piątym momentami przypominał siebie z najlepszych czasów. Wygrał 4:6, 6:7, 6:4, 6:4, 6:2. Odpowiedź na pytanie, czy Federer będzie w stanie wygrać tu 14. wielkoszlemowy tytuł w karierze, nie jest wcale jasna.