Z rodziną spędzi jednak niewiele czasu. "Do domu dotrę dopiero w sobotę. W niedzielę w końcu się pobawię, bo jestem zaproszony na wesele. W lany poniedziałek najpierw obleję wszystkie kobiety w pobliżu, a potem muszę wrócić do Warszawy, bo nie mogę pozwolić sobie na zbyt długą przerwę w treningach" - mówi Małachowski.

"Dysk lata już w miarę daleko. Jest lepiej niż w zeszłym roku o tej porze. Brakuje trochę zajęć, bo treningi rozpocząłem późno - dopiero w grudniu" - dodaje wicemistrz olimpijski z Pekinu.

Reklama