ROBERT PIĄTEK: Czy rezygnacja z pasa mistrza świata IBF wagi junior ciężkiej to nie zbyt pochopna decyzja? A może jest ona efektem jakichś nacisków ze strony promotorów?
TOMASZ ADAMEK*: Absolutnie nie. Skoro nie dostałem propozycji bronienia tytułu z rywalem wielkiej klasy – poza Cunninghamem, który jest jednak bokserem mało popularnym – to nie było sensu trzymać tego pasa. Najważniejszy i tak jest pas magazynu Ring, który w Stanach Zjednoczonych jest bardzo ceniony. A ten cały czas jest mój.
Ale dlaczego zrezygnował pan z tytułu mistrzowskiego jeszcze przed walką z Andrzejem Gołotą? To element wojny psychologicznej, chce mu pan pokazać, że jest tak pewny zwycięstwa?
Absolutnie. Nie znam szczegółów prawnych, bo tą sprawą zajmowali się moi adwokaci, ale chodzi jedynie o zobowiązania wobec IBF i ewentualne opłaty za ich niedotrzymanie. Nic więcej.
Termin ogłoszenia rezygnacji jest więc całkowicie przypadkowy?
Zdecydowanie tak. I niezależny ode mnie.
A więc klamka zapadła, swoją przyszłość wiąże pan wyłącznie z królewską kategorią?Wszystko zależy od mojej wagi. Jeśli będzie oscylować w tych granicach co obecnie, to nie będzie mi się chciało odchudzać. Chyba że pojawi się atrakcyjna propozycja – na przykład walki o pas Ringu z Royem Jonesem juniorem. Z Hopkinsem miałem walczyć właśnie o ten pas. A z Jonesem mogę walczyć nawet w wadze ciężkiej, bo on też przenosi się do tej kategorii. Możemy też umówić się na inny limit wagowy. Takie rzeczy się dzieją.
Wielu fachowców twierdzi, że przechodząc do wagi ciężkiej, nie wie pan, na co się porywa. Co pan na to?
Ja uważam inaczej. Gdybym tego nie przemyślał, to nie podjąłbym takiej decyzji. Nie jestem wariatem.
Kto w sobotę będzie miał więcej do stracenia – pan czy Gołota?
Każdy traci, gdy przegrywa. Zawsze przed walką myślę wyłącznie o zwycięstwie. Jednak ja jestem młodszy od Andrzeja, przede mną jest jeszcze przynajmniej kilka lat boksowania, dlatego uważam, że to ja mam więcej do stracenia.
Czy są jakieś osobiste podteksty waszej walki?
Bzdura. To jest tylko show, widowisko bokserskie. Wchodzę do ringu, ponieważ w ten sposób zarabiam na życie.
Wierzy pan, że Gołota traktuje to tak samo jak pan?
Nie wiem. Proszę jego pytać.
Nie będzie dziwnie stanąć naprzeciw niego w ringu? Znacie się dość długo i wiele osób dziwi się, że chcecie ze sobą walczyć.
Andrzej nie jest jakimś moim przyjacielem, z którym spotykam się na co dzień. W takim przypadku na pewno byłoby mi trudniej walczyć przeciw niemu. My jednak znamy się po prostu jak Polak z Polakiem. Walczymy, bo to jest nasza praca.
Jednak Marian Kmita z Polsatu mówił, że to pan był bardziej chętny do walki.
Dostałem propozycję stoczenia największej walki w Polsce, więc ją przyjąłem. Zawsze jestem otwarty na takie propozycje i chętnie podejmuję nowe wyzwania. Nie mogę odmawiać, bo w ten sposób sam pozbawiałbym się pieniędzy.
Według bukmacherów to pan, a nie znacznie cięższy Gołota, jest zdecydowanym faworytem. Ma to dla pana jakieś znaczenie?
Nie ma. Ja jestem bokserem i walczę, a w obstawianie się nie bawię. Jeśli inni chcą to robić, to ich sprawa.
Warto na pana postawić?
Nigdy nie udzielam takich rad. To nie moja rola.
Trenerem Gołoty jest Sam Colonna, który kiedyś pracował również z panem. To będzie przewaga dla rywala?
Jestem pewien, że nie. Każda walka jest inna, do każdej przygotowuję się nieco inaczej. Poza tym dziś jestem zupełnie innym bokserem niż w 2006 r., kiedy pracowałem z Samem. Upłynął szmat czasu.