"99 procent mitów o Andrzeju to bzdury" - mówi Przemysław Garczarczyk, dziennikarz od 25 lat mieszkający w Chicago, który zna Gołotę od 1991 roku. "On ceni sobie prywatność, nie lubi jak wokół niego są ludzie, których nie zna, zamyka się przed nimi. Niestety właśnie tacy ludzie, którzy zupełnie go nie znają, potem go oceniają. Stąd się biorą te wszystkie mity" - dodaje.

Reklama

Jaki jest więc Andrzej Gołota? Jego dobrzy znajomi potwierdzają, że rzeczywistość absolutnie nie odpowiada powszechnemu wyobrażeniu o nim. "Dla przyjaciół to zupełnie inny człowiek. Jest bardzo wesoły. Interesuje się polityką i wieloma innymi sprawami" - mówi Garczarczyk.

Przedstawiciele mediów go lubią, bo ma poczucie humoru. Na pytanie o stan lewej ręki potrafi świsnąć dziennikarzowi pięścią przed nosem. Kilka dni temu po przylocie do Warszawy żartował, że zapewne w Łodzi ring będzie najmniejszy z możliwych. Żeby nie miał gdzie uciekać.

Robota nie Gołota...

To aluzja do zadziwiających, spektakularnych, a nawet wstydliwych porażek, które stały się jego znakiem rozpoznawczym. Z Lennoxem Lewisem i Lamonem Brewsterem przegrał już w pierwszej rundzie przez nokaut. Michaela Granta w pierwszym starciu miał dwukrotnie na deskach, wyraźnie prowadził na punkty, ale gdy w 10. rundzie sam padł na matę, nie odpowiedział sędziemu na pytanie, czy chce dalej walczyć i przegrał przez techniczny nokaut. Z Rayem Austinem stoczył tylko jedną rundę. Był liczony, a potem poddał walkę z powodu kontuzji ręki. Najgorsza była walka z Mike'm Tysonem. W pierwszym starciu Gołota wylądował na deskach, a po drugim odepchnął każącego mu walczyć trenera Ala Certo i zszedł z ringu. W drodze do szatni został obrzucony przez kibiców jedzeniem i wygwizdany. Prasa, która wcześniej nazywała go "Faul Pole" (faulujący Polak) zmieniła mu przydomek na "Chicken boy" (cykor).

Reklama

To był bolesny upadek. W Polsce szybko z bohatera, którego walki oglądały po nocach miliony rodaków i o którym Kazik Staszewski napisał piosenkę, Gołota stał się obiektem powszechnych żartów. "Robota nie Gołota, nie ucieknie" - to tylko jeden z kawałów, jakie o nim opowiadano. W internecie do dziś można znaleźć filmy prezentujące sekwencje jego upadków na deski, zakończone przesłaniem "Kończ waść...".

"Nie przyzna się do tego, ale bardzo to przeżywał. Kiedy przyjechałem do niego po walce z Lewisem siedział na schodach. Była już 12, a on siedział tam od samego rana. <Jak ja mogłem przegrać tę walkę?> - mówił. Chyba pół roku minęło, zanim obejrzał ją na wideo" - opowiada Garczarczyk.

Reklama

Uwikłany w układy?

Nie wszystkim przemawiały do wyobraźni tłumaczenia o kontuzjach, nieszczęśliwym zbiegu okoliczności czy intuicyjnych faulach popełnionych w ferworze walki. Powstało wiele teorii (niektóre były publikowane w prasie), według których Gołota przegrywał, bo tak mu kazano. Jedni twierdzili, że była to cena za otrzymanie szansy w walkach z najlepszymi, inni że ktoś ważny i wpływowy miał wygrać na tym ogromne pieniądze.

"To jest jedna z największych bzdur, jakie słyszałem" - obrusza się Garczarczyk. "Przecież to nawet nielogiczne. W pierwszej walce z Bowem przebitka wynosiła 20:1, w drugiej jakieś 8:1. Zarobić można było tylko stawiając na Gołotę. Takie rzeczy na tym poziomie się nie zdarzają, nie pozwala na to siła mediów. Przecież żadna telewizja nigdy nie pokazałaby walki boksera, który jest posądzony o podkładanie się rywalowi" - dodaje.

"Bzdura totalna" - uzupełnia Rozalski. "Kto by za to zapłacił? Każda przegrana powoduje, że bokser zarabia mniej pieniędzy. Nikt na taki układ by nie poszedł".

Bogaty człowiek

Gołota na ringu zarobił dużo. Prawdziwą fortunę. Nic dziwnego, skoro jego najwyższe gaże sięgały 2 milionów dolarów. "Myślę, że w sumie zebrał 9, może nawet 10 milionów dolarów. Dziś ma pewnie ze dwa razy tyle, bo bardzo dobrze je zainwestował. W co? Głównie w nieruchomości. Jest więc bardzo bogatym człowiekiem, może zarabiać w bardziej przyjemny sposób. To, że walczy dla pieniędzy to kolejny mit, który należy obalić. Już przed walką z Tysonem nie musiał tego robić. Oczywiście pieniądze są ważne, ale nie najważniejsze" - mówi Garczarczyk.

"Andrzej zarobił bardzo dobre pieniądze. Teraz jest recesja, ale on walczył w dobrych czasach. Jest sprytny, a razem z Mariolą mogą polecieć nawet na Księżyc, i tam też sobie poradzą. Jego żona jest dobra w finansach, w dodatku hula jako adwokat (Mariola Gołota prowadzi w Chicago własną kancelarię M. Golota & Associaties - red.)" - dodaje Rozalski.

Gołota mieszka w bardzo ładnym domu w dobrej dzielnicy, 20 km od Chicago. "To nie dom, a prawdziwy pałac. Ma chyba ze trzy piętra" - komplementuje Rozalski.

"W dolnej części znajdują się pamiątki z jego kariery. Ma plakaty prawie ze wszystkich swoich walk, dba o to Mariola. Jest tam też plakat z jego pierwszej walki. Sam żałuję, że go nie zerwałem, bo dziś byłby wart majątek. Andrzej mógł wygrać tamtą walkę już na samym początku, ale poczekał do trzeciej rundy, bo za każdą płacili mu 50 dolarów" - śmieje się Garczarczyk. "Poza tym jest olbrzymi salon, wielka kuchnia, na piętrze są sypialnie, nawet nie wiem ile, i osobne biura - jego i Marioli. Jest też bardzo duży ogród. Basenu nie mają, bo tuż obok jest wszystko - pływalnia, korty. Kiedyś Andrzej fascynował się samochodami, ale teraz wystarczy mu jeden dobry. On jeździ lexusem, a żona i córka mają merce" - dodaje dziennikarz.

Ma kontakt z dziećmi

Gołota lubi aktywnie spędzać czas i stać go na wszelkie ekstrawagancje. Najchętniej jeździ na nartach. Jego ulubione miejsce do zjeżdżania to Colorado, ale bywa też w Szwajcarii i Austrii. "Nie jest rozrzutny, ale jak odpoczywa, to bardzo dobrze. Narty uwielbia. Czasem jeździ cztery miesiące w roku, z jednego miejsca przenosi się w drugie. Bardzo lubi podróżować. Gra też w tenisa. Poza tym uwielbia patrzeć, jak gra jego syn (12-letni Andrzej junior - red.)" - mówi Garczarczyk.

"Andrzej sporo przebywa w domu. Bardzo dba o dzieci. Ma z nimi znakomity kontakt" - dodaje Rozalski. "Bywał szorstki, ale to poza i wpływ środowiska. Uważam jednak, że jest stuprocentowym facetem, bo nie wstydził się zajmować dzieckiem i siedzieć w domu. Dla wielu bokserów byłoby to niemęskie zajęcie. Andrzej był doskonałą nianią, imponował mi tym" - mówiła kiedyś o mężu Mariola Gołota w wywiadzie dla "Gali".

"Moje córki też go uwielbiają. Zwłaszcza Kasia i Misia. Kasi, która jest jego chrześnicą, cały czas przesyła sukieneczki, słodycze i inne prezenty" - zdradza Rozalski. "Dziewczynki strasznie na mnie nakrzyczały za to, że zorganizowałem mu tę walkę z Adamkiem. Musiałem im tłumaczyć, że wujek sam chciał" - dodaje menedżer.