To był rewanż za pojedynek ze stycznia 2015 roku w Las Vegas. Wilder zwyciężył wówczas wysoko na punkty i odebrał Stiverne'owi pas WBC. Była to także jedyna zawodowa konfrontacja Wildera, której nie zakończył przed czasem. Na koncie ma 39 wygranych walk, w tym 38 przez nokaut.
Później amerykański czempion pokonał pięciu rywali, w tym Artura Szpilkę. Miał też rywalizować z Andrzejem Wawrzykiem, ale ten został przyłapany na stosowaniu dopingu.
W niedzielę nad ranem (czasu polskiego) "Brązowy Bombardier", jak nazywany jest Wilder, nie dał żadnych szans Stiverne'owi (25-3-1). Potyczka trwała 179 sekund. Ze statystyk wynika, że obrońca mistrzowskiego pasa wyprowadził 39 ciosów, z których 15 było skutecznych. Dorobek rywala? Cztery uderzenia, ale ani jedno nie doszło celu.
Pierwotnie przeciwnikiem Wildera w Nowym Jorku miał być Kubańczyk Luis Ortiz, lecz - podobnie jak Wawrzyk - wpadł na dopingu. Dla Stiverne'a to była pierwsza walka od dwóch lat.
Po efektownym zwycięstwie 32-letni Wilder zapowiedział, że chce teraz spotkać się z cztery lata młodszym Brytyjczykiem Anthonym Joshuą (20-0), mistrzem globu organizacji IBF i WBA w kategorii ciężkiej: "Mogę polecieć nawet do Anglii, sprawdźmy kto jest mistrzem, choć wiadomo, że ja jestem najlepszy. Przyjmujesz moje wyzwanie?".
Podczas tej samej gali w Barclays Center, w obecności prawie 11 tysięcy kibiców, pochodzący z Kazachstanu Siergiej Lipiniec (13-0) pokonał jednogłośnie na punkty Japończyka Akihiro Kondo (29-7-1) i zdobył wakujący pas czempiona IBF w wadze junior półśredniej.