"Jesteśmy tak wysoko, bo jestem najrówniej jeżdżącym kierowcą w stawce, a nasze samochody są niezawodne" – tak tłumaczy Kubica drugie miejsce zespołu BMW Sauber w klasyfikacji konstruktorów Formuły 1. Jednym z powodów jest też fakt, że nasz kierowca stał się wyrachowanym zawodnikiem, który kalkuluje na torze.

Robert jeździ ostatnio mniej agresywnie, nie stara się wyprzedzać za wszelką cenę. Tak było choćby podczas ostatniego wyścigu we Francji. Kiedy Jarno Trulli i Heikki Kovalainen ostro rywalizowali o 3. miejsce, on... minimalnie zwiększył odstęp i spokojnie czekał za nimi na rozwój wydarzeń. Zrobił tak, by uniknąć kłopotów w razie kolizji walczących kierowców. Kubica wolał nie ryzykować straty pewnych punktów albo kary za uderzenie w samochód rywala. Doskonale zdawał sobie sprawę, że lepiej dojechać do mety, zdobyć kolejne punkty i utrzymać wysokie miejsce w klasyfikacji generalnej. Tym bardziej, że w ubiegłym sezonie próby wyprzedzania kończyły się dla niego różnie.

Efektowną mijankę Roberta w ulewnym deszczu z Felipe Massą podczas GP Japonii okrzyknięto akcją sezonu, ale dwa razy (GP Europy i GP Malezji) manewr wyprzedzania kończył się stłuczką z kolegą z zespołu Nickiem Heidfeldem, natomiast konsekwencją próby wyprzedzenia Trullego w GP Kanady był okropny wypadek Kubicy.

"Jesteśmy w połowie sezonu i nie twierdzę, że moja druga pozycja w klasyfikacji najlepszych kierowców jest przypadkowa. Zdaję sobie jednak sprawę, że jestem w rywalizacji o tytuł outsiderem i to, czy jestem głównym kandydatem do zdobycia mistrzostwa, powiem wam dopiero przed ostatnim Grand Prix, w Brazylii. Dziś czuję się jak Dawid w walce z wieloma Goliatami" - mówi Kubica.

Biblijny Dawid dzięki sprytowi pokonał większego i mocniejszego od siebie rywala. Oby rywalizacja na torach F1 skończyła się podobnie.







Reklama