6 lutego Kubica miał bardzo groźny wypadek podczas rajdu samochodowego we Włoszech i wciąż przebywa szpitalu w Pietra Ligure. Jeszcze w tym miesiącu ma zacząć samodzielnie chodzić, ale rehabilitację może potrwać co najmniej kilka miesięcy.

Reklama

Lekarze ostrożnie wypowiadają się na temat powrotu Polaka do Formuły 1, jeśli ten w ogóle będzie możliwy. Największą niewiadomą jest stan łokcia, który pozostaje unieruchomiony. Nie można wykluczyć, że będą konieczne kolejne operacje. W wypadku poważnie zmiażdżona została także prawa dłoń Kubicy, co również może mieć wpływ na kontynuowanie kariery.

Nieobecność Polaka może pokrzyżować ambitne plany ekipy Lotus-Renault. Obok Witalija Pietrowa jej bolid prowadzić będzie Niemiec Nick Heidfeld, który w przeszłości był partnerem Kubicy w BMW-Sauber.

Przedsezonowe testy aut Renault, którego współwłaścicielem został Lotus, wypadły pozytywnie, a specjaliści stawiają ten zespół w roli jednego z kandydatów do walki o najniższe miejsce na podium klasyfikacji konstruktorów, m.in. za sprawą nowatorskiego przedniego wydechu powietrza. Dwa pierwsze wydają się zarezerwowane dla broniącego tytułu teamu Red Bull-Renault oraz Ferrari.

Reklama

Oba będą startować w niezmienionych składach: pod szyldem "Czerwonego Byka" najlepszy kierowca ubiegłego roku Niemiec Sebastian Vettel i Australijczyk Mark Webber, a we włoskiej stajni Hiszpan Fernando Alonso i Brazylijczyk Felipe Massa.

Za plecami tych ekip robi się ciasno. Chociaż team Renault uczynił największe postępy w przerwie między sezonami, to jednak będzie - podobnie jak w ubiegłym roku - rywalizować głównie z Mercedesem i z Williamsem-Cosworth.

Możliwe, że w tej grupie znajdą się również bolidy McLaren-Mercedes, który najwyraźniej nie spisał się w pracach nad nowym modelem. Już kilka tygodni temu Lewis Hamilton i Jenson Button nie szczędzili słów krytyki pod adresem inżynierów, nazywając MP4-26 "wolno jeżdżącym złomem". Wiele wskazuje, że jeden z najbardziej utytułowanych zespołów nie będzie się mógł liczyć na miejsce w ścisłej czołówce.

Reklama

Od strony technicznej wprowadzono w tym roku praktycznie trzy większe zmiany. Do wyposażenia bolidów wrócił znany już z 2009 roku system odzyskiwania energii kinetycznej (KERS), pozwalający zmniejszyć ilość zużywanego paliwa. Uzyskiwaną przy dohamowaniach wartość można wykorzystać w trakcie wyprzedzania rywali, zwiększając moc silnika.

Temu samemu celowi ma służyć nowinka w postaci ruchomego tylnego skrzydła, sterowanego przez pilota poprzez wciśnięcie guzika w kierownicy. Skorzystać z tej procedury można będzie dowolnie podczas treningów i kwalifikacji, natomiast w wyścigu - tylko na wyznaczonym odcinku toru, nie dłuższym niż 600 metrów na głównej prostej. Sygnałem do włączenie guzika będzie światełko zapalane w kokpicie przez sędziów. Atakowany rywal nie będzie miał takiej możliwości. Ma to nakłonić do częstszych ataków i wyprzedzeń.

Po wieloletniej przerwie do Formuły 1 wraca Pirelli, tym razem jako wyłączny dostawca opon. Przygotował specjalne kolorowe paski w dość jaskrawych kolorach, umożliwiających odróżnienie każdego z sześciu rodzajów mieszanki. Po przedsezonowych testach ogumienie włoskiej firmy było krytykowane za szybsze zużywanie się w porównaniu z produktami japońskiego Bridgestone'a.

W tegorocznych MŚ szefowie ekip będą mogli stosować "team orders", jednak udzielane kierowcom polecenie będą bezkarne, jeśli "nie będą miały bezpośredniego wpływu na wynik uzyskany przez zespół". W razie rażących naruszeń tych zasad grożą surowe kary, włącznie z wykluczeniem z rywalizacji w kolejnym roku.

Sezon rozpocznie się w niedzielę w Melbourne wyścigiem o Grand Prix Australii. Zaplanowana na 13 marca impreza w Bahrajnie została odwołana z powodu napiętej sytuacji politycznej w tym kraju. O tym, kiedy i czy w ogóle się odbędzie w tym sezonie, zdecyduje w najbliższym czasie Światowa Federacja Samochodowa (FIA).

Mistrz świata zostanie wyłoniony w 19 lub 20 eliminacjach, a najpóźniej będzie znany 27 listopada.