Wypadek przytrafił się Robertowi podczas porannego treningu przed niedzielnym wyścigiem Formuły 1. Biało-granatowy samochód Polaka nagle zaczął się obracać i uderzył bokiem w barierę. Naszemu kierowcy na szczęście nic się nie stało.

Reklama

Poranne jazdy zawodnicy zaczynali przy padającym deszczu, na mokrym torze. Kiedy przestało padać, garaże opuścili także kierowcy BMW Sauber, ale jazda ciągle była trudna, ponieważ tylko część jezdni była sucha. Gdzieniegdzie czyhały ukryte przed wzrokiem pułapki w postaci mokrych kawałków toru. W jedną z nich wpadł Robert.

Wyglądało to przerażająco. Kiedy Polak zbliżał się do superszybkiego zakrętu numer 12, który uznawany jest za jeden z najtrudniejszych wiraży toru Hockenheim, na liczniku miał prawie 300 km/h. Nagle rozpędzony bolid stanął bokiem i w mgnieniu oka sunął już podwoziem na żwirowej pułapce, prosto w stronę barier.

Dwie sekundy później samochód odbił się od ochronnej "ściany" zrobionej z opon. Pod ciężarem auta połamały się superwytrzymałe moduły zawieszenia, wykonane z włókna węglowego. Najważniejsze, że Kubica wyszedł z kraksy bez szwanku. Odpiął pasy i po chwili wyskoczył z kabiny, cały i zdrowy. Polscy kibice, którzy tłumnie zjechali się na niemiecki wyścig, odetchnęli z ulgą. W pierwszej serii prób nasz rodak przejechał tylko 8 okrążeń i był przedostatni.

Mechanicy w ciągu dwóch godzin doprowadzili rozbity pojazd do stanu użyteczności. Robert mógł więc przystąpić do drugiego treningu, w którym nie bacząc na niebezpieczną przygodę sprzed kilku godzin, był szybki. Niemiecki tor okrążył 36 razy i zajął 8. miejsce, tuż przed kolegą z zespołu Nickiem Heidfeldem.

W obu treningach najszybszy był Brytyjczyk Lewis Hamilton z McLarena.