Po zjeździe prowadziła Austriaczka Christine Scheyer, ale wiadomo było, że w slalomie nie ma szans ze specjalistkami od slalomu. 12. na półmetku Gisin traciła do niej równo sekundę, jednak drugą część pojechała zdecydowanie najszybciej z całej stawki. W sumie Holdener wyprzedziła o 1,05, a Brignone o 1,85.
Cała trójka medalistek już wcześniej stawała na podium pekińskich igrzysk - Gisin była trzecia w supergigancie, Holdener trzecia w slalomie, a Brignone druga w slalomie gigancie.
Czwarte miejsce w kombinacji zajęła wszechstronna Czeszka Ester Ledecka, która wcześniej w Pekinie po raz drugi w karierze wygrała snowboardowy slalom gigant równoległy, a przed czterema laty w Pjongczangu sensacyjnie zdobyła złoty medal w supergigancie. Do podium zabrakło jej jednak sporo - 0,8 s.
Sensacją dnia było wypadnięcie na trasie slalomu piątej po zjeździe Shiffrin. 26-letnia Amerykanka przeżywała nie tak dawno problemy osobiste i zdrowotne, ale zapowiadała walkę o medale. Wystartowała we wszystkich konkurencjach indywidualnych, jednak wypadała z trasy w swoich koronnych - slalomie i slalomie gigancie, a teraz w kombinacji. W supergigancie była dziewiąta, a w zjeździe 18.
Na mecie Shiffrin przyznała, że nie wie, co było przyczyną jej niepowodzenia. Była jednak uśmiechnięta, zupełnie inaczej niż po nieudanych występach slalomie i slalomie gigancie, które bardzo przeżyła.
Do zakończenia rywalizacji w narciarstwie alpejskim pozostały jeszcze zawody drużynowe.
Kombinacja alpejska jest schyłkową konkurencją. W tym sezonie rozgrywana jest tylko w igrzyskach olimpijskich, nie ma jej w programie Pucharu Świata.
krys/ cegl/