Drużyna Gortata nie może zaliczyć ostatniego spotkania finałów do udanych. Niby miała dobry początek, ale i tak kolejne minuty należały do graczy Lakers. Świetne zawody rozegrał zwłaszcza Kobe Bryant, zdobywca 30 punktów. Po trzech kwartach Jeziorowcy prowadzili różnicą aż piętnastu punktów i w ostatnich dwunastu minutach tego pojedynku utrzymywali bezpieczny dystans. W nagrodę Bryant dostał tytuł MVP finałów, a trener Lakers Phil Jackson, zdobywając dziesiąty mistrzowski pierścień, przeszedł do historii NBA.

Reklama

W ekipie Magiców zawiódł Dwight Howard, a poniżej oczekiwań spisał się także Hedo Turkoglu. Żaden z nich nie potrafił wziąć na siebie ciężaru zdobywania punktów.

>>>Mistrzostwo NBA nie dla Gortata

Poprawną zmianę dał za to Marcin Gortat, który w ciągu dziewięciu minut zdobył cztery punkty, trafiając dwa z czterech rzutów z gry. Polski Młot w wywiadzie sprzed kilku miesięcy przyznał otwarcie, że zanim zaczął stawiać pierwsze kroki w koszykówce, nie był do końca pewien, ilu koszykarzy przebywa na parkiecie w czasie spotkania.

Reklama

"Wszystko zmieniło się wraz z moim przyjazdem do Kolonii. Zacząłem wówczas wierzyć, że mam potencjał do podpisania kontraktu w najlepszej lidze świata" - wspomina z rozmowie z DiscoverPoland.com. "Utwierdzali mnie w tym przekonaniu trenerzy tacy jak Obradović czy Matić" - dodał.

Podkreślił jednocześnie, że uświadomili mu oni, jak ciężko musi pracować i z ilu rzeczy zrezygnować, żeby osiągnąć sukces. "Myślę, że właśnie to różni mnie od koszykarzy, którzy być może mają większy talent, ale nie są przygotowani do tak ciężkiej pracy" - mówi. "Wygląda na to, że miałem wielkie szczęście, bo natura obdarzyła mnie taką determinacją, którą prawdopodobnie odziedziczyłem po swoich rodzicach" - tłumaczy. Ojciec Polskiego Młota był wybitnym polskim bokserem, a matka siatkarką.

Przy okazji Gortat wyznaje, jak wielka presja spoczywała na nim właśnie ze względu na sukces ojca. "Gdybym niczego nie osiągnął, pewnie spotkałbym się z kilkoma bardzo nieprzychylnymi opiniami sugerującymi, że nie posiadam umiejętności mojego taty i że nie jestem równie twardy jak on. Od czegoś takiego nie da się uciec" - wyznaje. "Nie zmienia to faktu, że ojciec zawsze mi pomagał i był pomocny w wielu treningowych aspektach, szczególnie w pracowaniu nad kondycją i siłą" - opowiada.

Reklama

>>>Wszystkie kluby z NBA polują na Gortata

Nic więc dziwnego, że polski koszykarz zbiera bardzo pozytywne opinie. Kiedy w czasie ostatniego meczu finałów wymusił faul ofensywny na Lamarze Odomie, amerykańscy komentatorzy stwierdzili, że gra lepiej w obronie niż Dwight Howard. Wyjaśnili dodatkowo, że defensywna siła Howarda opiera się właściwie tylko na blokach, podczas gdy Gortata cechuje większa wszechstronność.

Co prawda nie brakuje również takich, którzy uważają, że wszystkie te opinie o Gortacie są trochę na wyrost, ale przecież wychodzą one także z ust zagranicznych ekspertów, niemających w tym żadnego interesu. Poza tym w ostatnim spotkaniu Polaka zdecydowanie częściej dostrzegali jego partnerzy, z czego nie zawsze potrafił odpowiednio skorzystać.

Mimo to Gortat powinien ten sezon uznać za udany. Już wkrótce będzie zaś musiał podjąć decyzję, czy zostanie w Orlando, czy też odejdzie do innego zespołu. Coraz częściej mówi się o tym, że podpisze umowę na około 5,6 miliona dolarów rocznie. Z jakim zespołem? Trudno powiedzieć, bo na razie ustawiają się po niego kolejki.