Wcześniej Polacy w Tbilisi ulegli Gruzinom (65:84), a w Bydgoszczy pokonali zespół Portugalii (86:64). Kolejny mecz rozegrają we wtorek w Łodzi z Gruzją.

Polska: Marcin Gortat 29, Maciej Lampe 24, Łukasz Koszarek 11, Filip Dylewicz 8, Dardan Berisha 7, Adam Hrycaniuk 6, Łukasz Majewski 5, Thomas Kelati 3, Kamil Chanas 0

Reklama

Belgia: Dmitri Lauwers 14, Randy Oveneke 12, Marcus Faison 8, Christophe Beghin 7, Axel Hervelle 6, Beye Tabu-Eboma 6, Guy Muya 6, Roel Moors 5, Sam Van Rossom 3, Jef Van Der Jonckheyd 3, Thomas Van Den Spiegel 3

Polacy rozpoczęli w składzie Łukasz Koszarek, Thomas Kelati, Maciej Lampe, Marcin Gortat i Dardan Berisha, który zastąpił kontuzjowanego Michała Chylińskiego. Początek należał do szybko grających rywali, którzy nie mylili się w rzutach z dystansu. Po dwóch i pół minuty liderzy tabeli grupy C prowadzili 8:2. Agresywniejsza gra biało-czerwonych pod koszami przyniosła szybko efekty. Po akcjach Gortata i Lampego oraz odważnym wejściu pod kosz Berishy był pierwszy remis 11:11.

Prowadzenie dała podopiecznym trenera Griszczuka dobitka Lampego, który zebrał piłkę po niecelnym rzucie zza linii 6,25 m Koszarka i umieścił ją w koszu. Polacy wygrywali 13:11. Lampe szalał pod koszami - w pierwszej kwarcie zdobył 14 pkt, mając stuprocentową skuteczność rzutów za dwa punkty (5 z 5). Wsparcie Lampego przez Gortata, którego kibice dopingowali najgłośniej, dało gospodarzom po pierwszej kwarcie prowadzenie 26:24.

Kłopoty Polaków w defensywie spowodowały, że trener Griszczuk w drugiej kwarcie postawił na wzmocnienie obrony, wprowadzając na parkiet Łukasza Majewskiego i Adam Hrycaniuka w miejsce Gortata. Ten drugi popełnił jednak szybko trzy faule i środkowy Orlando Magic musiał wrócić na parkiet.

Polacy mieli dużą przewagę pod koszami, ale nadal problemy sprawiali im obwodowi zawodnicy Belgii. Do przerwy rywale trafili dziewięciokrotnie zza linii 6,25 m, ale mieli zaledwie 31 procent skuteczności rzutów za dwa punkty. Były środkowy Prokomu Sopot Thomas Van Den Spiegel czuł respekt przed długimi ramionami Gortata - nie trafił żadnego z czterech rzutów spod kosza.

Reklama



Jego niżsi koledzy radzili sobie jednak z polskimi obrońcami znacznie łatwiej. Gdy po akcjach Gortata (7 z 7 za dwa punkty w pierwszych 20 minutach) i Dylewicza biało-czerwoni wygrywali 38:32 wydawało się, że przewaga będzie rosnąć. Dwa z rzędu rzuty zza linii 6,25 m rezerwowego Dmitri Lauwersa doprowadziły błyskawicznie do remisu 38:38. Końcówka należała jednak do Polaków, którzy po 20 minutach prowadzili 51:44.

Po wyrównanej pierwszej połowie druga część spotkania należała zdecydowanie do gospodarzy. Lepsza obrona, kontrataki, przewaga na tablicach i skuteczność rzutów z dystansu sprawiły, że prowadzenie było bezdyskusyjne. W połowie trzeciej kwarty po dwóch z rzędu trafieniach za trzy punkty - najpierw Koszarka, kilkanaście sekund później Berishy - Polska wygrywała 61:46. Pod koniec tej odsłony przewaga wzrosła do 19 punktów (71:52).

Zmiennicy w polskim zespole radzili sobie w czwartej kwarcie nie gorzej od Lampego oraz Gortata i podopieczni trenera Griszczuka dopingowani przez blisko siedem tysięcy widzów powiększali przewagę. Po rzutach wolnych kapitana Filipa Dylewicza w 33. minucie Polacy uzyskali najwyższe prowadzenie - 78:55. Polacy mieli aż 22 asysty i 73-procentową skuteczność rzutów za dwa punkty. Belgowie ponieśli pierwszą porażkę w kwalifikacjach.

Po meczu powiedzieli:

Trener Belgii Eddy Casteels: "W pierwszej połowie graliśmy dobrze tylko w ataku. Przede wszystkim jednak pozwoliliśmy w tym spotkaniu Marcinowi Gortatowi na granie swojego. Polacy są nadal faworytami tej grupy".



Trener Polski Igor Griszczuk: "To był bardzo ciężki mecz, tym bardziej, że wiedzieliśmy już o zwycięstwie Gruzinów z Bułgarami. W tej sytuacji musieliśmy wygrać. Tak będziemy podchodzić do każdego następnego spotkania. Chłopaki pokazali charakter. Przede wszystkim musimy poprawić zbiórki w obronie".

Ze zwycięstwa cieszył się również obecny na spotkaniu z mediami Maciej Lampe. Według niego, w tym meczu "wykorzystany został wreszcie Marcin Gortat, a cały zespół zagrał dobrze przez całe 40 minut, a nie tylko przez trzy kwarty".