Gortat na parkiecie przebywał 33 minuty - najdłużej od 22 listopada. Trafił siedem z dziesięciu rzutów z gry oraz trzy z sześciu wolnych. Jego konto uzupełnia siedem zbiórek, trzy bloki, jedna asysta i trzy faule. W drugim spotkaniu z rzędu nie popełnił żadnej straty.

Reklama

Mecz był bardzo wyrównany, a o porażce Wizards zadecydowała strzelecka niemoc, która dotknęła ich w końcówce. Gdy na zegarze pozostawało 3.01 min gospodarze prowadzili 99:96. Później jednak trafili jeszcze tylko jeden z pięciu rzutów z gry.

Problemów takich nie mieli koszykarze Bucks, a ich grę napędzał Giannis Antetokounmpo. 23-letni Grek uzyskał 34 punkty, 12 zbiórek i siedem asyst. Wśród pokonanych więcej punktów od Gortata zdobył tylko Bradley Beal - 20. John Wall dołożył 16 pkt i 16 asyst.

"Czarodzieje" doznali porażki po czterech kolejnych zwycięstwach. Kolejny mecz rozegrają w środę - u siebie z Utah Jazz, którzy mają bilans 16 zwycięstw i 23 porażek.

W Konferencji Wschodniej wciąż prowadzą Boston Celtics (33-10). W sobotę, na wyjeździe pokonali Brooklyn Nets 87:85, a najskuteczniejszy w ich szeregach był Kyrie Irving, który zdobył 21 pkt.

Na Zachodzie i zarazem w całej lidze najlepsza jest drużyna Golden State Warriors (32-8). Broniący tytułu "Wojownicy" minionej nocy, bez większych problemów wygrali w Los Angeles z miejscowymi Clippers 121:105.

Reklama

W zwycięskiej drużynie świetnie zagrał Stephen Curry. 29-letni rozgrywający z powodu kontuzji stawu skokowego stracił niemal cały grudzień, ale od powrotu jest nie do zatrzymania. Tym razem zdobył aż 45 punktów, trafiając m.in. ośmiokrotnie "za trzy".

Curry 17 punktów na koncie miał już po pierwszej kwarcie. Żadnym problemem nie okazała się dla niego wczesna pora meczu. W Los Angeles była godzina 12.30.

"Chciałem spotkanie zacząć jak najlepiej. Pora rzeczywiście była dość niezwykła, ale udało mi się znaleźć w sobie energię i szybko złapałem właściwy rytm" - powiedział.

Wśród pokonanych najlepszy był rezerwowy Lou Williams - 23 pkt. Clippers nie tylko przegrali, ale również już po dziesięciu minutach stracili największą gwiazdę Blake'a Griffina.

To był dopiero piąty mecz 28-letniego skrzydłowego po miesięcznej przerwie spowodowanej kontuzją kolana. Już w pierwszej kwarcie został odprowadzony do szatni, gdy głową trafił w łokieć JaVale'a McGee i doznał wstrząśnienia mózgu.