Sebastian Skrzecz (syn): Większość się wspomaga. Jedni legalnie, choć pewnie też nie do końca, bo witaminy można tylko łykać, a nie przyjmować w zastrzykach, w kroplówkach. Bo one są przez polskie ministerstwo traktowane jako doping.
Co się dzieje z człowiekiem po takim zastrzyku?
Na treningu wypłukuje witaminy, minerały, aminokwasy, czuje się zmęczony i wtedy taka kroplówka stawia na nogi. Zresztą w takich laboratoriach można "nakarmić się" także różnymi niedozwolonymi środkami. Niedozwolonymi oczywiście dla sportowców biorących udział w zawodach obwarowanych przepisami antydopingowymi.
Są zawody, na których doping jest dozwolony?
Oczywiście. Są zawody, na których zawodników po prostu nikt nie sprawdza. Strongmani raczej nie są poddawani badaniom antydopingowym, ci, którzy walczą w różnych komercyjnych walkach, raczej też nie.
Paweł Skrzecz (ojciec): To jest wszystko jakoś wbrew naturze. Straszne. Denerwuje mnie, że ci ludzie biorą jakieś świństwa. Denerwuje mnie, że bracia Zielińscy, nasi ciężarowcy, pojechali do Rio walczyć o medale, a przynieśli tylko wstyd polskiej reprezentacji.
Sebastian: Oni świadomie nandrolonu raczej nie mogli wziąć.
Paweł: Przecież to się wstrzykuje domięśniowo. Na siłę ktoś im wstrzyknął? Zawodnikom takiej klasy, mistrzom, chłopakom, którzy od tylu lat w sporcie siedzą? Zawodnik jedzie na najważniejszą imprezę w swoim życiu i nie wie, co lekarz mu podaje?
Pamiętam, jak na koniec mojej kariery mieliśmy walczyć z Niemcami, tymi z RFN-u. W Gdańsku to było. Lekarz kadry zapraszał nas do swojego pokoju. Każdy wchodził oddzielnie. Na stoliku leżały strzykawki. Mówię, zaraz, ale co to jest? I słyszę, że witaminy. To proszę, żeby pokazał mi skład i potwierdził, że to witaminy. I na tym się rozmowa skończyła. Nie było szansy, żeby ktoś mnie zmusił do brania jakiegoś świństwa. Przez całe życie nigdy nie wziąłem żadnego dopingu. W 1976 roku zapadła decyzja, że jedziemy z bratem na olimpiadę do Moskwy. Pamiętam, że na sylwestra wzniosłem toast szampanem i od tamtej pory aż do startu w Rosji nie tknąłem alkoholu. Ani kropli. Dopingiem była myśl, że jako chłopak z Żerania mogę pojechać na igrzyska. Boże, jak to napędzało. Trudno to sobie nawet wyobrazić. Proszę pani, kiedy ja już wiedziałem, że mam jechać na olimpiadę do Moskwy, to nic innego nie robiłem, tylko trenowałem. Codziennie kałuża potu po mnie zostawała. Trening zaczynał się o 17, a ja już byłem dwie godziny przed treningiem, grałem w piłkę, w kosza. A po treningu zostawałem i biegałem. Wiedziałem, że muszę trenować, że muszę dać z siebie wszystko.
Sebastian: A ja jeszcze raz mówię, że prawie jestem pewien, że Zielińscy sami sobie tego nie wzięli. Ojciec jest z innego pokolenia, on po prostu nie wie, co się dzieje w tym świecie dopingu sportowego. Naprawdę nie jest problemem do fiolki z napisem B12 władować coś innego, steryd Deca-Durabolin. Ten szajs biorą dzieciaki w osiedlowych siłowniach. Jest popularny od ponad 15 lat. Zielińscy, jeśli rzeczywiście potrzebowaliby dopingu, to na rynku jest ze 12 innych sterydów trudnych do wykrycia podczas badań antydopingowych bądź łatwych do wypłukania przez organizm.
Jak się płucze?
Pełna transfuzja krwi załatwia sprawę oraz różne środki farmakologiczne. Nie od dziś wiadomo, że w ciężarach środki dopingowe bierze większość. I w związku z tym mają tak rozwinięty system dopingowy, że środki są nie do wykrycia podczas badań. Nie wiem, co będzie za 10, 15 lat, kiedy próbki moczu zostaną jeszcze raz przebadane, medycyna będzie na innym poziomie i okaże się, że wyniki, a co za tym idzie i medale zostaną unieważnione. Zresztą Deca-Durabolinu albo inaczej nandrolonu nie biorą ludzie na takim poziomie sportowym. To jest steryd, który powoduje rozbudowę masy mięśniowej. Zielińskim przecież nie jest potrzebna rozbudowa masy mięśniowej. Im jest potrzebna wytrzymałość, na którą sportowcy biorą EPO, i siła, na którą biorą hormon wzrostu. Tych substancji przecież u Zielińskich nie wykryto.
CAŁY WYWIAD CZYTAJ w MAGAZYNIE DZIENNIK GAZETA PRAWNA >>>