Bohaterem i najlepszym zawodnikiem (MVP) meczu uznano 29-letniego quarterbacka (rozgrywającego) "Orłów" Nicka Folesa. To po jego podaniu dwie minuty i 21 sekund przed końcem gry Zach Ertz wykonał przyłożenie, które praktycznie przypieczętowało dość niespodziewane zwycięstwo drużyny z Filadelfii.

Reklama

Nieco minutę później, po stracie piłki przez największego gwiazdora futbolu amerykańskiego ostatnich lat Toma Brady'ego, Jake Elliott ustalił rezultat na 41:33.

Eagles dopiero po raz trzeci wystąpili w Super Bowl, przegrywając w 1981 i 2005, w tym drugim przypadku właśnie z "Patriotami" (21:24). Ekipa z Foxborough to niemal stały uczestnik największego sportowego spektaklu USA - w niedzielę w decydującej batalii w NFL wystąpiła po raz 10. Walczyła o szósty tytuł, a głównymi architektami wszystkich dotychczasowych byli trener Bill Belichick i rozgrywający Brady.

40-latek, którego przed finałem ogłoszono - po raz trzeci - najlepszym graczem całego sezonu, miał ochotę po raz szósty wznieść Vince-Lombardi-Trophy, czyli puchar dla mistrza NFL. Stałby się w ten sposób najbardziej utytułowanym zawodnikiem w historii i dogonił koszykarza Michaela Jordana, który jest jedynym z sześcioma triumfami w którejś z najpopularniejszych zawodowych lig.

Tym razem Brady znalazł się jednak w cieniu Folesa, który sezon zaczął jako zmiennik Carsona Wentza (otrzymał nawet dwa głosy w wyborach MVP). Podstawowy rozgrywający - mózg drużyny - 10 grudnia doznał zerwania więzadeł w kolanie, a strata takiego gracza zazwyczaj oznacza koniec marzeń o sukcesie. Jakby kłopotów było mało, ze składu Eagles w trakcie rozgrywek wypadło trzech innych ważnych zawodników.

Reklama

Foles jednak już w decydującym o awansie do Super Bowl meczu spisał się świetnie, a "Orły" rozbiły Minneostę Vikings 38:7. W finale wspiął się na wyżyny - trzykrotnie otworzył kolegom drogę do przyłożeń i sam popisał się takim zagraniem, co w decydującym pojedynku nigdy wcześniej nie miało miejsca.

To drugi przypadek w historii NFL, że po tytuł sięgnął zespół, który w końcówce sezonu zasadniczego stracił podstawowego rozgrywającego - w 1991 roku Super Bowl mimo takich przeciwności wygrali New York Giants.

Triumf "Orłów" ucieszył z pewnością nie tylko ich najwierniejszych fanów, ale i miliony sympatyków tej dyscypliny w całej Ameryce. Patriots to bowiem jedna z najbardziej nielubianych drużyn NFL.

Ich kibice mówią, że to z zazdrości, ale nie da się ukryć, że do klubu ze stanu Massachusetts przylgnęła opinia oszustów. W 2007 roku w efekcie afery "Spygate" trener Belichick musiał zapłacić 500 tys. dolarów kary, a klub kolejne 250 tys. Patriots zostali wówczas przyłapani na nagrywaniu wskazówek, jakie sztab trenerski New York Jets przekazywał swojej formacji obronnej. Takimi sygnałami szkoleniowcy informują zawodników, jak mają się zachować przy kolejnej zagrywce. Ich nagrywanie jest surowo zabronione.

Kolejny skandal miał miejsce w 2015 roku. W spotkaniu decydującym o awansie do Super Bowl grali u siebie z Indianapolis Colts. "Patrioci" wygrali gładko 45:7, jednak następnego dnia nie mówiono wiele o ich świetnej grze. Przepisy dokładnie określają, jakie ciśnienie powinno mieć powietrze w piłkach, a 11 z 12, których Patriots używali (każda drużyna ma swój komplet) w pierwszej połowie, było za słabo napompowanych. Piłkę bardziej miękką łatwiej kontrolować, szczególnie w deszczu, który wówczas padał. Gospodarze już po pierwszej kwarcie wygrywali 14:0.

Tym razem klub ukarano grzywną w wysokości miliona dolarów, odebraniem dwóch wyborów w drafcie, a Brady'ego, który zdaniem śledczych o wszystkim wiedział, zawieszono na cztery mecze.

Po niedzielnej porażce Patriots jedynym klubem z sześcioma tytułami mistrzowskimi pozostają Pittsburgh Steelers, którzy jednak nie powiększyli dorobku od 2009 roku.

NFL, której to jedna z czterech, obok NBA (koszykówka), NHL (hokej na lodzie) i MLB (baseball), najpopularniejszych lig w Stanach Zjednoczonych. Każdy mecz emocjonuje miliony, ale Super Bowl wywołuje wśród Amerykanów prawdziwe szaleństwo. Osiem ostatnich finałów to jednocześnie osiem programów telewizyjnych z największą widownią w historii. Rekordowym jest ten z 2015 roku, kiedy przed odbiornikami zasiadło 114,4 mln mieszkańców USA.

Nic dziwnego, że astronomicznych cen sięga czas przeznaczony na reklamy. W tym roku za 30 sekund stacja NBC inkasowała ponad 5 mln dolarów. Dla większości koncernów, które często na ten dzień szykują wyjątkowe spoty, nie jest to jednak żadną przeszkodą i już od dawna bloki reklamowe były niemal wypełnione.

Innym nieodłącznym elementem tego widowiska jest występ muzycznej gwiazdy. W Minneapolis w przerwie spotkania publiczności zaprezentował się Justin Timberlake, który w krótkim koncercie oddał cześć pochodzącemu z tego miasta, a zmarłemu w 2016 roku, Prince'owi, wykonując m.in. jego utwór "I Would Die 4 U".