Urodzona 24 maja 1946 roku w Leningradzie Szewińska podkreślała przy różnych okazjach, że podporządkowanie życia sportowi miało swoje plusy. - Dzięki temu poznałam wiele niezwykłych osób - zaznaczyła siedmiokrotna medalistka olimpijska podczas wernisażu poświęconej jej wystawy zdjęć i obrazów w 2014 roku.

Reklama

Wiosną 1961 roku na stadionie Agrykoli w Warszawie nauczycielka wychowania fizycznego Liliana Bucholc przeprowadzała sprawdzian swoich uczniów ze szkoły im. Jarosława Dąbrowskiego przy ulicy Kopernika. Gdy metę biegu minęła szczupła, wysoka, z krótko obciętymi czarnymi włosami Irena Kirszenstein (takie miała panieńskie nazwisko), Bucholc długo wpatrywała się w stoper. Jak później przyznała, "złapany czas był niewiarygodny. Nie mogłam wyjść z podziwu". Zrozumiała wtedy, że ma do czynienia z wielkim talentem.

- Pamiętam, że nauczycielka prosiła mnie, abym pobiegła jeszcze raz, bo chyba jej się stoper popsuł - wspominała mieszkanka Łomianek koło Warszawy w jednym z wywiadów. W wieku 14 lat trafiła do trenera Jana Kopyto w stołecznej Polonii. Barwy tego klubu reprezentowała do końca kariery.

Reklama

Mając 18 lat naderwała mięsień dwugłowy uda. Przerwa trwała miesiąc. Kirszenstein, dzięki temu, że solidnie przepracowała zimę, udało się zbudować formę i uzyskać kwalifikację olimpijską. Zastanawiano się, jak juniorka wypadnie na tle innych silnych polskich sprinterek - Teresy Ciepły, Haliny Góreckiej czy Ewy Kłobukowskiej.

Reklama

W 1964 roku na stadionie w Tokio nastoletnia dziewczyna z Warszawy rozpoczęła największą karierę w historii polskiego sportu. Zdobyte wtedy przez maturzystkę trzy medale olimpijskie były zapowiedzią wielkich dni. Mało kto spodziewał się, że Irena zdominuje w taki sposób światowe stadiony. Jako jedyna biła rekordy na wszystkich trzech dystansach sprinterskich (100, 200 i 400 m).

Dziesięć lat później, w 1974 roku, została uznana przez agencję prasową United Press International za najlepszą sportsmenkę globu. Nigdy wcześniej i nigdy później żaden Polak nie dostąpił takiego zaszczytu. W 1998 roku, w plebiscycie "Polityki", "Przeglądu Sportowego" i "Tempa" została uznana za postać numer 1 w polskim sporcie XX

Na igrzyska w Meksyku (1968) pojechała tuż po ważnym wydarzeniu w życiu prywatnym, jakim było wyjście za mąż za czterystumetrowca Janusza Szewińskiego, który po zakończeniu kariery został fotoreporterem "Przeglądu Sportowego". Po brązowym medalu olimpijskim na 100 m, na dystansie 200 m wynikiem 22,58 ustanowiła rekord świata, natomiast w eliminacjach 4x100 m wypadła z jej dłoni pałeczka i polska sztafeta została zdyskwalifikowana.

W efekcie manipulacji medialnych i wydarzeń związanych z marcem 1968 roku Szewińska stała się obiektem ataków antysemickich. Odmawiano jej prawa do reprezentowania kraju. W telewizji ukazał się reportaż "Porażka idola", w którym zmanipulowano wypowiedzi innych zawodniczek sztafety. Ton programu był oskarżycielski. - Irena pozbawiła nas jedynej szansy na medal olimpijski – mówiły koleżanki, które twierdziły, że zrobiła to specjalnie.

Szewińska nigdy nie ukrywała swego pochodzenia. Podkreślała jednak zawsze, że dla niej ważny był tylko sport. Niezbyt udany w jej ocenie występ na wysokości 2000 m n.p.m. w stolicy Meksyku zmotywował ją do jeszcze intensywniejszej pracy. Swoje zmagania tak opisywała: - Mój mąż, a zarazem trener, śmiał się ze mnie, że jestem pilna aż do przesady. I nawet wtedy, gdy była plucha albo mróz i zaspy śniegu, wychodziłam na dwór, żeby zrealizować zaplanowaną jednostkę treningową. Wiedziałam, bowiem, że tylko drogą systematycznych przygotowań można dojść do podium. A z treningu w ekstremalnych warunkach atmosferycznych wracałam szczególnie zadowolona, wiedząc, że mnie to przybliża do sukcesów w letnim sezonie.

Niebawem Szewińska stanęła przed dylematem - sport a rodzina. Jej wielkim pragnieniem stało się urodzenie dziecka. W 1970 roku na świat przyszedł syn Andrzej. Po krótkim urlopie macierzyńskim wróciła na bieżnię, godząc obowiązki matki i zawodniczki ze studiowaniem ekonomii. Pierwsze sukcesy po przerwie, już w 1971 roku, choć nie na miarę jej możliwości, to dwa medale mistrzostw Europy - srebrny w sofijskiej hali w skoku w dal i brązowy na stadionie w Helsinkach na 200 m.

W 1972 roku Szewińska nie osiągnęła co prawda optymalnej formy, ale z Monachium wróciła z brązowym medalem olimpijskim na 200 m, zaś cztery lata później, z Montrealu, ze złotym na 400 m i rekordem świata 49,28.

Jan Mulak, twórca polskiego Wunderteamu lekkoatletycznego lat 50. i 60. wielokrotnie podkreślał, że sam talent i fizyczne predyspozycje do podium nie doprowadzą. - Żadnego sukcesu nie byłoby, gdyby nie pracowitość Ireny, niesamowita ambicja, żelazna wola, optymizm oraz konsekwencja w dążeniu do celu.

Jako lekkoatletka pożegnała się z zawodniczą karierą w 1980 roku w Moskwie, podczas igrzysk olimpijskich. Chciała zakończyć medalowym akcentem. Niestety, w półfinałowym biegu na 400 m doznała kontuzji.

- Zaproszono mnie do Tokio jako gościa honorowego meczu ośmiu narodów. Zostałam wywołana na środek stadionu i uroczyście pożegnana jako zawodniczka. Było to doprawdy wzruszające - wspominała po latach.

Janusz Szewiński przyznał, że ze zdjęć, które najbardziej lubi, to te z początków kariery żony, jak skacze ona w dal i wzwyż. - Od tego się zaczęło; dopiero potem był sprint. Irena była trudnym obiektem do fotografowania, ale przez 50 lat udało się zrobić kilka dobrych zdjęć - ocenił.

29 września 2007 roku Szewińskiej nadano tytuł doktora honoris causa Akademii Wychowania Fizycznego i Sportu w Gdańsku. Otrzymała również Medal Kalos Kagathos (w 1994 roku) przyznawany wybitnym sportowcom, którzy odnieśli sukces również poza sportem. W 2012 roku została włączona do IAAF Hall of Fame.

W Pułtusku znajduje się publiczna szkoła podstawowa jej imienia. 10 września 2014 roku została honorową obywatelką Sopotu, a 20 września - Pułtuska.

Irena Szewińska zmarła w szpitalu w Warszawie 29 czerwca przed północą.