Greń, szef Podkarpackiego ZPN, był jednym z twórców ubiegłorocznego sukcesu Laty. Po ogłoszeniu wyników pierwszy podszedł do nowego prezesa z gratulacjami. Po 13 miesiącach należy jednak do jego najbardziej zaciekłych wrogów, a 30 października ustąpił z funkcji członka zarządu.
"Rok temu prezes Lato obiecywał, że jeśli nie poprawi sytuacji w PZPN, odejdzie. Nie dotrzymał słowa. Zmiany nastąpiły, ale na gorsze. Jeśli dalej nic się nie zmieni, to zmieniony zostanie prezes Lato. Dwie dogrywki w głosowaniu na przewodniczącego Walnego Zgromadzenia pokazały, że opozycja rośnie w siłę. Ludzie chcą zmian i tego już się nie da odwrócić. Umowa stulecia z firmą Sportfive? Ja jej nie widziałem. Tak ma wygląda transparentność związku?" - pytał Greń.
W miarę upływu czasu jego wystąpienie stawało się coraz ostrzejsze. "50 tysięcy złotych pensji prezesa Laty to pieniądze nieadekwatne do tego, co się dzieje w PZPN. Jubileusz 90-lecia związku pan Lato potraktował jak swój prywatny folwark. To nie były pana imieniny" - grzmiał Greń, który nie został zaproszony na sobotnią uroczystość.
W mocnych słowach podkreślił swoje rozczarowanie rocznymi rządami prezesa PZPN. "Zostałem przez niego oszukany, podobnie jak inni ludzie, którzy mu zaufali. Pan Lato może obiecywać ekstraklasie pieniądze, kusić działaczy wycieczką do Tajlandii na styczniowe zgrupowanie reprezentacji. Na mnie to nie działa. Niech pan Lato wraca szczęśliwie do Mielca, bo tam jest jego miejsce" - podsumował Greń.
Prezes związku nie pozostał dłużny: "Po raz pierwszy zdarza się, że gospodarz uroczystości jest obrażany przez gościa. Gdyby pan Greń nie uciekł jak szczur z zarządu, zobaczyłby wszystkie umowy. Ze Sportfive, z Nike i inne" - stwierdził Lato.
Wypowiedź szefa związku spotkała się z kolejną ostrą reakcją Kazimierza Grenia. "Panie Lato! Prostactwo z pana wyszło. Ja nie jestem i nigdy nie byłem szczurem, który ucieka. Mam honor, a pan go nie ma!" - zakończył prezes Podkarpackiego ZPN.