MAŁGORZATA CHŁOPAŚ: Bardzo ostro traktuje pan ostatnio piłkarzy. To taka rola złego policjanta, bo po dobroci się nie da?
JAN URBAN*: Jestem zły, bo krzyczę na treningach? Bez przesady. Od zawsze potrafię opieprzyć i rzucić coś dosadnie. Ale kończy się trening i jest po sprawie. Jestem zdania, że trzeba próbować różnych form zachowań. Ostatnio mówię ostrzej, ale nikomu nie ubliżam, a do moich piłkarzy mam szacunek. Jasne, jak ktoś jest delikatny, to może się obrazić: a bo trener na mnie krzyczy. To co, lepiej, żeby obgadywał za plecami? Ja tak nie chcę. Mówię, co myślę, dla ich dobra.
Ufa pan piłkarzom tak samo mocno jak wtedy, kiedy zaczynał pan pracę w Legii?
To supergrupa zawodników, do żadnego z nich nic nie mam. Interesuje mnie tylko to, co robią, kiedy jesteśmy razem, natomiast nie chcę wgłębiać się w ich życie pozaboiskowe, choć czasami trzeba by było, bo słyszy się różne rzeczy. Rozmawiam z zawodnikami i słucham, co mają do powiedzenia. Z reguły im ufam. Jeśli ktoś kłamie, prędzej czy później wpadnie i będzie miał problem, bo zacznę wierzyć tym, którzy mnie o takim czy innym zachowaniu informują. Piłkarzom się to nie opłaca. Na pewno jestem dużo ostrożniejszy i bardziej wymagający niż na samym początku. Kiedy objąłem Legię, miałem pełne zaufanie do drużyny i tego, jak piłkarze podchodzą do swoich obowiązków. Ale moja ostrożność wzrosła, bo wydarzyły się pewne sytuacje, które nie powinny mieć miejsca.
Hiszpańskich piłkarzy nie musiał pan pilnować?
Polaków trzeba bardziej zachęcać do pełnego zawodowstwa, często brakuje im systematyczności. Zachodni zawodnik jest bardziej świadomy tego, że kariera jest krótka, dlatego trzeba to wykorzystać sportowo i finansowo. W krajach, które mają dłuższe demokracje niż nasza, od małego wpaja się dzieciom, że praca to coś niezmiernie ważnego w planowaniu przyszłości. U nas wciąż jeszcze czuć naleciałości z komuny, kiedy o pracę nie trzeba się było martwić, nadal zdarzają się dość mocne układy. Ale to się powoli zmienia.
Skoro jesteśmy przy pracy - takich ciężkich treningów jak w Mijas Legia jeszcze z panem nie miała?
Szukamy lepszego sposobu na przygotowanie drużyny do rundy rewanżowej, ale nie dlatego że poprzednio funkcjonowało to źle. Legia nigdy nie ugięła kolan przed rywalami, jeśli chodzi o aspekt fizyczny. Owszem, rok czy dwa lata temu nie byliśmy po zimie w najlepszej formie szybkościowej i wtedy sam przyznałem, że gdzieś został popełniony błąd. Teraz szukamy po prostu nowych rozwiązań, a czas pokaże, czy było to dobre. Podejmujemy świadome ryzyko.
czytaj dalej
Iwański i Rybus, którzy stracili dwa tygodnie zajęć ze względu na turniej kadry, dogonią kolegów?
Katastrofy nie ma, nadrobią. Zagrali w końcu trzy mecze, to jak trzy solidne treningi. A co mają powiedzieć ci, którzy pojechali do Tajlandii i w ogóle nie wyszli na boisko? Wyszło tak, jakby rzeczywiście byli na wczasach. No, ale selekcjoner kadry Franek Smuda już taki jest - w lidze też jeśli robił zmiany, to w samej końcówce meczu, taki ma styl. Wyjazd kadry na turniej nie odbył się w najlepszym terminie. Piłkarze pojechali nieprzygotowani. Gdyby mieli za sobą chociaż dziesięć dni zajęć, miałoby to ręce i nogi.
Jak wiosną będzie grać Legia? Chciał pan hiszpańskiego stylu, gry kombinacyjnej...
Chciałem, ale co z tego, skoro do tego potrzebne są dudki, a tych brakuje? Z tego powodu ostatnio nie było w Legii transferów, które można by uznać za duże wzmocnienia, nie udało się zastąpić niektórych zawodników. Poprzednio miałem w drużynie piłkarzy, którzy nadawali się do gry kombinacyjnej, teraz mam zawodników trenujących bardziej indywidualnie. Muszę się do tego dostosować i wykorzystać ich potencjał. Na początku mojej pracy w Legii było wiele meczów, na które naprawdę z przyjemnością się patrzyło, można było nacieszyć oko, ale już poprzednią rundą nie mamy się co chwalić. Nie podoba mi się styl, jaki prezentowaliśmy, nie lubię takiej piłki. Legia nie może grać wiosną tak jak na jesieni. Musimy dbać nie tylko o wyniki, lecz także o widowiskowość.
Ta raczej nie zwiększy się bez transferów, których nie ma...
Wciąż staramy się, żeby przyszło do nas 2-3 zawodników, którzy poprawialiby nasz styl na bardziej widowiskowy. Nie wiem jednak, czy to się uda. Jedyne, co mogę zrobić, to powiedzieć w klubie, że interesuje mnie taki czy inny zawodnik, poruszając się w realnych kwotach. Ostateczna decyzja należy jednak do właścicieli. Usłyszałem, że jakieś środki się znajdą. Chciałbym przede wszystkim dobrego środkowego pomocnika, kreatywnego, który potrafi zagrać i w ofensywie, i w defensywie, nie tylko odebrać piłkę w środkowej strefie boiska, ale i rozegrać. Miałem na oku kilku kandydatów. Powiem szczerze, że w tej chwili jesteśmy najdalej od pozyskania takiego zawodnika, jakiego szukamy. Jednego nie udało się z różnych względów pozyskać, z drugiego sami zrezygnowaliśmy, oglądając go częściej w akcji.
czytaj dalej
A co z Chińczykiem Dongiem, jedynym testowanym, któremu powiedzieliście "tak" po obozie?
Chcemy go dłużej oglądać i w późniejszym czasie podjąć decyzję, czy z nami zostanie. On to rozumie, zgodził się z nami. Jest wolnym zawodnikiem, więc jeśli nam się spodoba, możemy wpisać go na listę nawet po zamknięciu okienka transferowego, choć chcemy zdecydować wcześniej. Zobaczymy, jak będzie się prezentował. Marketingowo byłby to na pewno ciekawy ruch - Chińczyk w polskiej lidze, z niezłą przeszłością, reprezentant.
Dlaczego legioniści słabo komunikują się na boisku? Na obozie było to wyraźnie widać.
Mamy z tym problem. W Legii są piłkarze, którzy nie są przyzwyczajeni do porozumiewania się na boisku i ciężko nam to zmienić. Często wymyślamy ćwiczenia, które mają ich zmusić do mówienia. Kłopoty z tym mają Szałachowski, Giza czy Radović. Niektórych nawet na treningach głośne mówienie dużo kosztuje, bo są tacy, a nie inni, a przecież podczas meczu to niezwykle ważne. Trochę mnie dziwi, że muszę takich rzeczy pilnować w profesjonalnej drużynie, ale cóż - zostało to zaniedbane w wieku juniora.
Paweł Kosmala z ITI mówił DGP, że nieodpowiednio przedstawia pan drużynę w mediach. Szczerość nie popłaca?
Jeśli chciałbym przejmować się wszystkim, co ukazuje się w prasie, to z większością dziennikarzy musiałbym nie rozmawiać, bo często zdarza się, że został zmieniony kontekst mojej wypowiedzi. Prezes ma prawo wyrażać swoją opinię, ale ja nie uważam, żeby tak było. Jeśli chodzi o dyplomację, to ja też potrafię bronić chłopaków. Ale na przykład rozmawiam z dziennikarzami o Paluchowskim, który strzelił dwa gole. Mówię, że cieszę się i mu gratuluję, a dziennikarz pyta, co on ma jeszcze do poprawienia? No to mówię, że to i to, bo oczywiste jest, że każdy może coś poprawić w swojej grze. Następnego dnia czytam, że Urban opieprza piłkarza. Dostaję pytanie, odpowiadam, a potem wychodzi na to, że się czepiam.
*Jan Urban, trener Legii Warszawa