Dariusz Dziekanowski włożył wczoraj kij w mrowisko. Na łamach „Dziennika” i „Przeglądu Sportowego” zdradził kulisy pracy w reprezentacji. Wyraźnie zasugerował też, że odsunięcie z kadry polskich asystentów, to efekt układu, w jaki Beenhaaker wszedł z panem...

Reklama

Michał Listkiewicz: Gdybym bardziej rygorystycznie podchodził do regulaminów i wewnętrznych ustaleń, to Darek powinien stracić pracę znacznie wcześnie, za różnego rodzaju wykroczenia. Ale czuję do niego słabość, więc przymykałem oko na różne sprawy. Kilkakrotnie dostawał szanse. To Beenhakkerowi zawdzięcza, że wrócił w pewnym momencie do drużyny. Odpłaca się jednak za to bardzo nieelegancko. Zawsze okazywał w PZPN poczucie wyższości, nie był lubiany przez współpracowników.

I dlatego w końcu go pan wykończył?

Kary, nagany, spóźnienia. Jakby to policzyć, to palców u rąk by nie starczyło. To dzięki mnie Darek został asystentem Beenhakkera. Wcześniej Holender nawet o nim nie słyszał. Nie miałem żadnego wpływu na to, że Leo z niego zrezygnował.

Dlaczego bardziej doceniał pan finansowo holenderskich asystentów Beenhakkera od polskich?

Nieprawda. Lindeman został zatrudniony tylko na kilka tygodni.

I wziął za swojej wątpliwej jakości robotę 50 tysięcy euro...

Reklama

Aż tyle to na pewno nie.

A ile, około 30 tysięcy?

To już bardziej prawdopodobne, ale nie wiem dokładnie, trzeba by Zdzisia Kręcinę zapytać. Dziekanowski zarabiał kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie. Jeśli uważa, że to mało, nic na to nie poradzę. Tyle w PZPN płacimy asystentom.

Polskim asystentom...

Moim zdaniem Frans Hoek nie dostawał więcej. A wracając do zachowania Dziekanowskiego, powiem panu coś, o czym jeszcze nie mówiłem. Nie podobało mi się, że Darek woził Beenhakkera na oficjalne i pół oficjalne spotkania do ówczesnego ministra sportu Tomasza Lipca. Życie pokazało, że stawiał na złego konia.

Przyzna pan jednak, że wiec wyborczy, który zorganizował panu Leo Beenhakker podczas nominacji na Euro, nie był w zgodzie zasadami, o których wcześniej mówił Leo. Miała liczyć się tylko drużyna, a nie polityka.

Jestem pewien, że inni współpracownicy selekcjonera nie odebrali tego tak jak Darek. Wystarczy zapytać Bobo Kaczmarka czy Adama Nawałkę. Darek po raz kolejny pokazuje, że jest przewrażliwiony. Jaki wiec, skoro ja nie startuję w wyborach? Gdybym chciał wyrzucić Dziekanowskiego to bym to po prostu zrobił.

Zatrudnienie w roli asystenta selekcjonera Andrzeja Zamilskiego, który zawsze był negatywnie nastawiony do Holendra może budzić kontrowersje...

Moim zdaniem Andrzej zawsze lubił Leo. Poza tym to znacznie lepszy trener od Dziekanowskiego.

Polacy w kadrze mają robić tylko dobre wrażenie. Drugim trenerem tak naprawdę pozostaje jednak Frans Hoek. Widać to było podczas meczu na Ukrainie.

Dumny jestem, że mamy w kadrze takiego fachowca od bramkarzy jak Frans. On jest rozpoznawalny w całej Europie, wszędzie go cenią. A z tego, co wiem to drugim trenerem jest Rafał Ulatowski.

Beenhakker sugerował, że nie po to panu powiedział o aferze lwowskiej, aby od razu to rozgłaszać. Zresztą zachowywał się pan dziwnie. Najpierw rzecznik prasowy poinformował media, a później pan udawał, że nic nie wie, kłamiąc w TVN.

Kłamiąc? Po prostu nie chciałem przyznać, że coś wiem. Trochę głupio wyszło, dostałem za to od kilku gazet. W każdym razie powiedziałem o tym Zbyszkowi Koźmińskiemu, bo uznaliśmy, że w obecnych czasach przed dziennikarzami nic się nie ukryje. Tym bardziej, że Boruc, Majewski i Dudka pili właśnie z nimi.

Jakoś do tej pory nikt tego nie potwierdził i wygląda na to, że krytykowany przez media PZPN chce się odegrać na dziennikarzach...

Ja wiem z kim piłkarze pili, ale cóż, sam byłem dziennikarzem i też lubiłem się napić. Piłkarzy również tak do końca nie potępiam. Taki Zlatan Ibrahimowic jak nie popije i komuś nie przyłoży, to gra słabo. Tyle, że Zlatan jest jeden.

Minister sportu Mirosław Drzewiecki założył się ze mną o butelkę whisky, że do końca roku nie będzie pan już prezesem PZPN. Poszedł pan na jakiś układ z rządem?

Nie jestem zainteresowany tym zakładem, bo wolę napić się dobrego wina niż whisky. Nie ma żadnego układu, po prostu waham się, szukam rozwiązań. Nie zgłosiłem się jako kandydat na prezesa PZPN i nie podjąłem decyzji czy wystartuję. Wie pan, to jest tak jak z tym gościem, który sprzedawał swój ulubiony samochód. Jak zobaczył, że bierze go facet w gumofilcach i w berecie z antenką, to mu się żal zrobiło.

Grzegorz Lato to taki facet w gumofilcach?

Nie, Grzesio nie. Idealnie się nadaje. Jestem jednak po rozmowach z szefami UEFA. Trzeba coś takiego wymyślić, aby nie zrobić krzywdy Euro 2012. Moje pięć lat pracy w tej sprawie nie może zostać zaprzepaszczone. Także dla UEFA jest nie do przyjęcia, że ktoś się w ostatniej chwili podłączy i będzie wypinał pierś do orderów.

Znalazł pan złoty środek?

Trzeba zrobić tak, żeby nie wylać dziecka z kąpielą. Listkiewicz musi być pogoniony, ale z drugiej strony musi także zajmować się przygotowaniami do Euro. W Niemczech przez pewien czas było dwóch prezesów. Ja nie mogę nie zajmować się tą imprezą. Tak mówi Blatter, tak mówi Surkis, tak mówią wszyscy. Tak podpowiada logika.