"Czuję ogromną radość. Nie spodziewałem się, że moja praca w Zagłębiu zostanie tak szybko doceniona. To kapitalna sprawa, od takiego trenera jak Beenhakker można się mnóstwo nauczyć. Tego nie wyczytam w żadnej książce, to trzeba przeżyć, dotknąć, zobaczyć" - mówi Ulatowski w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".
Przyszły asystent Beenhakkera nadal jednak oficjalnie jest trenerem Zagłębia. Zapowiada, że dopóki oficjalnie nie zostanie przedstawiony jako asystent Holendra, będzie myślał tylko o Zagłębiu Lubin. "Mam tu jeszcze przez rok ważną umowę" - mówi.
Ulatowski pierwsze kroki w trenerskim fachu stawiał w Islandii, gdzie największy problem miał z piłkarzami, którzy byli amatorami na co dzień pracującymi w bankach czy na budowach, i z przygnębiającą pogodą. "Jak przyjechałem był śnieg. A jeśli chodzi o inne kaprysy natury, to przeżyłem minitrzęsienie ziemi" - opowiada.
Jedyna sprawą, która teraz martwi Ulatowskiego jest to, że nie posiada wymaganej do prowadzenia samodzielnie pierwszoligowego klubu, licencji UEFA Pro. -"Złożyłem podanie o przyjęcie mnie na kurs. Piętnastego lipca będę wiedział, czy zostałem w ogóle przyjęty. Między innymi z tego powodu staram się unikać tego szumu związanego ze współpracą z Leo Beenhakkerem. Nie chcę się wychylać, bo coś mogłoby zostać w PZPN źle odebrane".