"Taraś" to człowiek bezkompromisowy. Zazwyczaj nie kalkuluje, tylko mówi, co mu na sercu leży. Sytuacja w Śląsku zaczyna go denerwować. "Śląsk jest dla mnie priorytetem, ale jeśli w ciągu dwóch tygodni nie będzie załatwiona sprawa mojej dalszej pracy we Wrocławiu, to może być za późno" - przyznaje.
Tarasiewicz nie chce czekać w nieskończoność. "Jeśli ktoś z decydentów myśli, że skoro Tarasiewicz to dziecko Wrocławia i można usiąść do rozmów z nim w maju, bo i tak się zgodzi, to się myli" - ostrzega.