„Czasami jeden uścisk dłoni jest ważniejszy niż świstek papieru” - to jedno z ulubionych powiedzeń Pereza. Ta nad wyraz ludzka filozofia robienia transferów uczyniła z niego najbardziej wpływowego prezesa XXI w. na świecie. W 2000 r., kiedy po wieloletnich staraniach Perez został wreszcie szefem Realu, obiecał, że z madryckiej drużyny stworzy międzyplanetarną konstelację gwiazd zwaną - zresztą całkiem słusznie - „Los Galacticos”.
I tak na Santiago Bernabeu za dziesiątki milionów euro co roku trafiali najlepsi z najlepszych - począwszy od Luisa Figo, Zinedine’a Zidane’a przez Ronaldo, Davida Beckhama i skończywszy na Robinho. Real miał najdroższą jedenastkę na globie, a Perez spłacone długi i spokój ze strony członków zarządu.
Sielanka nie trwała jednak długo. Po dwóch mistrzostwach kraju i jednym triumfie w Lidze Mistrzów nadeszły chude lata. Z klubem pożegnali się trener Vicente del Bosque (jak mało kto potrafił okiełznać nadęte ego gwiazd) i cichy lider zespołu Claude Makelele („On był naszym mózgiem” - mówili o Francuzie Figo i Ronaldo). Perez nie wytrzymał napięcia i w lutym 2006 r. złożył dymisję. Odszedł z futbolu i skupił się na inwestowaniu w nieruchomości.
W międzyczasie w Realu fotel prezesa zmieniał właścicieli średnio raz na roku. Najpierw był Fernando Martin - ochrzczony przez hiszpańskie media „największym nieudacznikiem w historii klubu”. Później pojawił się prawnik Ramon Calderon, który na dzień dobry razem z dyrektorem sportowym Predragiem Mijatoviciem przeprowadzili kilka podejrzanych transferów, a w styczniu tego roku sfałszował głosowanie nad budżetem. Wyleciał z hukiem, a jego miejsce zajął tymczasowo Vicente Boluda. Tymczasowo, bo już 29 marca podczas powtórki styczniowego Walnego Zgromadzenia socios (członków klubu) poznamy datę wyborów.
96 proc. fanów Realu (dane pochodzą z sondy dziennika „Marca”) chce, żeby elekcja nowego prezesa odbył się nie w lipcu, ale pod koniec maja. Mało tego, aż 82 proc. jest przekonane, że jedynym i najlepszym kandydatem będzie Florentino Perez.
„Wraca Mesjasz, a razem z nim na Bernabeu wrócą największe gwiazdy” – pisał już miesiąc temu dziennik „AS”. „Florentino milczy, nie udziela wywiadów, żeby w spokoju przygotowywać swój misterny plan” - dodawali madryccy dziennikarze kilka dni później. Wczorajsza „Marca” odkryła ten misterny plan. Na okładce oprócz wymownego tytułu „Florentino przygotowuje 300 milionów”, zagościły zdjęcia Cristiano Ronaldo (100 mln euro), Iniesty (150 mln) i Davida Villi (50 mln) - piłkarzy, którzy mieliby być priorytetem nowego prezesa, bo co do tego, że Perez nim zostanie, nikt nie ma wątpliwości.
Poza wspomnioną trójką kibice „Królewskich” chętnie obejrzeliby w składzie Realu również Kakę, Cesca Fabregasa i Leo Messiego. Mało jednak prawdopodobne, żeby „Los Blancos” spełnili wszystkie te zachcianki już latem.
Na razie pewne są pieniądze na zakup Ronaldo. Bank Santander jeszcze za kadencji obiecał przyznać mistrzom Hiszpanii 70 mln euro kredytu na sprowadzenia Portugalczyka. Bardzo realny jest także angaż Carlo Ancelottiego. Trener Milanu automatycznie opuści swój klub w przypadku, kiedy drużyna zakończy rozgrywki Serie A niżej niż na trzecim miejscu, lub, jak ostatnio stwierdził - „szefowie nie sprowadzą mu w lipcu dwóch nowych piłkarzy”.
Najciekawszym wzmocnieniem może się jednak okazać powrót Zidane’a - tym razem w roli doradcy odpowiadającego za transfery. W wywiadzie udzielonym „L’Equipe” Zizou przyznał, że przyjmie tę propozycję tylko pod warunkiem, że prezesem zostanie Perez! Lato w Europie zapowiada się bardzo gorące. Teraz dopiero widać, jak nudno było przez te ostatnie trzy lata...