Właściciel Polonii Józef Wojciechowski to prawdziwy oryginał. Po trzech zwycięstwach, remisie i awansie do półfinału Pucharu Polski zwykle trenerzy są noszeni na rękach. Pan został zwolniony.
Oryginalny jest, ale nie rozumie, że drużyna piłkarska to nie jest koński targ, gdzie handluje się żywym towarem. Skład i ustawienie drużyny to jest suwerenna decyzja każdego trenera. Cenię sobie niezależność i za to obrywałem wielokrotnie w wielu klubach. Wojciechowski zatrudnił fachowca i w ciągu miesiąca mógł się o tym przekonać. Poklepywał po plecach, mówił, że coaching OK, dobre zmiany, cudowna atmosfera w drużynie. I raptem jeden zremisowany mecz wszystko zniweczył. A może trzeba było jednak wystawić Jodłowca w obronie, a nie pomocy. Wojciechowski mógłby go sobie sprzedać zachodnim menedżerom, którzy przyjeżdżali do Warszawy oglądać go jako obrońcę.
Ale ja uważam inaczej. Co mnie obchodzą jacyś kupcy? Wojciechowski powiedział mi w poniedziałek, że przyjechali oglądać Jodłowca – stopera – i on mógłby im go opchnąć za dwa miliony, a ja to zniweczyłem. Odpowiedziałem mu, że jak chwile poczeka, to za parę miesięcy jako defensywny pomocnik Jodłowiec będzie kosztował jeszcze o dwa miliony więcej i przejdzie do lepszego klubu. Wiem, co mówię, bo się na tym znam. Nasza rozmowa trwała sześć minut. I nie miała żadnego sensu.
Padły jeszcze jakieś argumenty?
Usłyszałem o sobie wszystko co złe. Złe decyzje, niezależność, patent na mądrość, nierespektowanie sugestii czy to Holendra Slota, czy jego osobistych.
Jakie to były sugestie?
Rzecz w tym, że ich nie było. Slot mówił tylko: wonderful coaching itp. Nie widziałem żadnego sprzeciwu.
Konkretnie o meczu z Lechią też pan coś usłyszał?
Tak, że zrobiłem wszystko, aby to nie Polonia, ale klub, w którym spędziłem 13 lat, zdobył trzy punkty.
Że puścił pan ten mecz...
Nie dosłownie, ale i tak przekroczył granicę, której nie miał prawa przekraczać.
Podobno jednego dnia został pan zwolniony trzy razy?
W sumie cztery. Według jednej z wersji miałem natychmiast odejść, według drugiej zostać asystentem Grembockiego. Później Slot mi mówi, że Wojciechowski zasugerował mu przesunięcie mnie nie na asystenta, ale na dyrektora sportowego. Za pół godziny miałem już zostać generalnym menedżerem. A i jeszcze padła propozycja, żebym stał się Aleksem Fergusonem Polonii. Kompletne jaja. Nie mogłem już w tym cyrku uczestniczyć, bo wie pan, człowiek – to brzmi dumnie.
Obrusza się pan na próbę ingerencji w skład właściciela klubu, a przecież kilka lat temu w Grodzisku Wielkopolskim podobno karnie wykonywał pan polecenia Zbigniewa Drzymały...
Właśnie w momencie, kiedy Drzymała zaczynał ingerować w skład zbyt mocno, odszedłem. Później Radolsky przejął przygotowany przeze mnie zespół i odniósł sukces w Europie, eliminując m.in. Herthę Berlin i Manchester City. Obojętne, co się mówi w środowisku, prawda jest po mojej stronie.
Właścicielowi Polonii wyraźnie nie chodzi o walkę o mistrzostwo, ale żeby jak najszybciej i najdrożej sprzedać piłkarzy...
Ja chciałem grać o udział w europejskich pucharach. Wydawało mi się, że Wojciechowski też.
Czy środowisko trenerskie nie powinno wykazać się solidarnością i zbojkotować Wojciechowskiego, nie przyjmując jego propozycji pracy?
Nie sądzę, że to dobry pomysł. Jacek Grembocki, który mnie zastąpił, jest trenerem na dorobku. Ja jemu i jego chłopakom życzę jak najlepiej. Czasem sobie myślę, że ja jestem naznaczony i przypisany do współpracy z ludźmi pokroju Buellera, Niemyjskiego, Drzymały czy Wojciechowskiego. Trafiam do ludzi, którzy zachowują się w sposób specyficzny, nie zawsze logiczny. Z reguły pracowałem w klubach, gdzie nie było pieniędzy. Dlatego wszystko, co osiągałem, to były jakieś siódme, ósme miejsca. A i tak się cieszyłem, bo było to grubo ponad stan.
Drugi raz w życiu dostał pan trochę droższą zabawkę...
I szkoda, że wymknęła mi się z rąk. Ale w życiu nie liczą się tylko drogie zabawki.
Może jakby ucałował pan pierścień Wojciechowskiego tak jak kiedyś Beenhakkera, to wciąż byłby pan w Polonii...
To są zupełnie inne gesty. Nie wstydzę się tego, co zrobiłem podczas meczu z Kazachstanem. Zrobiłem to spontanicznie, w emocjach, w geście uniesienia. Nigdy nie wykonałbym podobnego gestu ze strachu, tylko dlatego że ktoś ma władzę i pieniądze. Ja mam, proszę pana, pieniądze gdzieś...
"Wojciechowski nie rozumie, że drużyna piłkarska to nie jest koński targ, gdzie handluje się żywym towarem. Skład i ustawienie drużyny to suwerenna decyzja każdego trenera. Prezes poklepywał mnie po plecach, mówił, że coaching OK, dobre zmiany, cudowna atmosfera. I raptem jeden zremisowany mecz wszystko zniweczył" - mówi DZIENNIKOWI o swoim odejściu z Polonii Bogusław Kaczmarek.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama