Jeszcze nie tak dawno nikt nie wiedział, co się z nim dzieje. W marcu wyjechał z Włoch do Brazylii na mecze reprezentacyjne i słuch o nim zaginął. Szefowie Interu Mediolan, z którym wtedy jeszcze obowiązywał go kontrakt, nie mieli pojęcia, czy w ogóle żyje. Pojawiły się informacje, że pije, niektórzy dziennikarze widzieli go, jak gra w piłkę na ulicach jednej z ubogich dzielnic Rio de Janeiro. W końcu Adriano się ujawnił. Powiedział, że jest cały i zdrowy, że kończy swoją przygodę z Interem, a może i z całą piłką. Zerwał kontrakt z mediolańskim klubem, podobno znów wpadł w depresję i alkoholizm. Ale po miesiącu jego agent załatwił mu bardzo lukratywny kontrakt z jednym z najlepszych brazylijskich klubów.
>>>Adriano się znalazł, ale stracił serce do gry
"Dla mnie to wspaniała wiadomość, że Adriano zgodził się u nas grać!" - ucieszył się prezes Flamengo Marcio Braga. "Adriano to wspaniały koleś, urodził się tutaj, w Rio de Janeiro i po kilku latach wraca do domu. U nas znów będzie Imperatorem".
Aby sprowadzić taką gwiazdę jak Adriano, Flamengo musiało pozyskać sponsora, który pokryłby koszty kontraktu Brazylijczyka (podobnie jak w przypadku zatrudnienia Leo Beenhakkera przez PZPN). "Nasz klub będzie płacił tylko niewielką część jego kontraktu. Ile? Nie mogę powiedzieć" - stwierdził zastępca Bragi Delair Dumbrosck.
Według włoskiej „La Gazzetta dello Sport” Adriano będzie zarabiać około 110 tys. euro miesięcznie. To więcej niż niektórzy piłkarze Interu Mediolan. Ma podpisać kontrakt na rok i zacząć treningi pod koniec maja. Czyli Imperator wraca? Cóż, z tym „powrotem” trzeba uważać. Pojawiła się informacja, że Flamengo szykuje olbrzymie przyjęcie z okazji powrotu Adriano. Oczywiście z alkoholem. Ciekawe czy stały uczestnik przyjęć organizowanych przez brazylijskich gwiazdorów będzie miał tym razem dostęp do darmowego barku.