PAWEŁ HARDEJ: Jak czuje się trener młodzieży, którego syn, a zarazem wychowanek rozpoczął treningi z pierwszą drużyną Legii?

ROMAN KOSECKI: Jestem bardzo zadowolony. Denerwują mnie tylko głosy idiotów, którzy twierdzą, że Kubie to załatwiłem. Ludzie szukają dziury w całym. Syn na to wszystko zasłużył tylko i wyłącznie swoją ciężką pracą.

Reklama

Czy Kuba ma szansę na grę w dużym zachodnim klubie tak jak kiedyś tata?

Wszystko zależy od niego. Ma w Legii dobrych nauczycieli i jeżeli tylko będzie ich słuchał, może zajść w piłce daleko.

Dlaczego oprócz bramkarzy żaden Polak nie może zaistnieć w wielkim europejskim klubie?

Reklama

Przyczyn jest dużo. Przede wszystkim nie są przygotowani do prawdziwej walki, a spowodowane jest to korupcją, która toczyła polską piłkę przez długi czas. W Polsce zawodnicy grali co tydzień w ustawionych meczach, nie musieli się wysilać, żeby wygrać, bo wszystko mieli z góry załatwione. Mecze ligowe to była szopka, granie na niby. A później po transferze na zachód piłkarz doznawał szoku, bo odkrywał, że co tydzień musi dawać z siebie wszystko, i przeważnie nie wytrzymywał.

Czyli winna jest korupcja, a nie szkolenie młodzieży?

Reklama

Szkolenie także kuleje. Na razie każdy robi wszystko po swojemu, nic nie jest usystematyzowane. Trenerzy muszą się spotkać, podzielić wypróbowanymi metodami, spisać to i ujednolicić system w całym kraju.

Myśli pan, że trenerzy tak chętnie zdradzą innym swoje sekrety?

Wśród trenerów, nawet tych szkolących młodzież, panuje dziwna zawiść. Jeżeli jeden ma fajny, ciekawy plan, który się sprawdza, nie podzieli się nim, bo nie chce, aby kto inny miał lepszych wychowanków. Na tym młodzież nie zyska. Nie chodzi przecież o to, który trener będzie lepszy, tylko o to, aby wychować jak najwięcej dobrych zawodników. A na razie niestety każdy chowa swój warsztat dla siebie. Nie ma otwartości.

Jakie są największe grzechy trenerów pracujących z dziećmi?

Niestety większość nastawia się na wynik. A proszę pomyśleć, jaka jest różnica, czy 12-latkowie z klubu A ograją 12-latków z klubu B. Dla piłki seniorskiej żadna. Trzeba postawić sprawę jasno. Celem trenerów szkolących dzieciaki powinno być nie wygrywanie meczów, tylko wychowanie dobrego seniora, przyszłego reprezentanta Polski. Treningi dzieciaków mają służyć nauce podstaw piłki nożnej, a nie być podporządkowane odbywającym się co weekend meczom.

Czy 3 treningi i mecz w ciągu tygodnia to wystarczająca dawka dla dziecka, aby nauczyć się wszystkiego, co potrzebne do zostania gwiazdą futbolu?

By mieć umiejętności takie jak Cristiano Ronaldo czy Messi, trzeba poświęcić dzieciństwo piłce prawie w stu procentach. Wyszukane zwody czy wspaniałe panowanie nad piłką nie przychodzą ot tak. Perfekcję osiąga się tylko żmudnym treningiem, także na podwórku po zajęciach w klubie.

A gdzie wtedy czas na odrabianie lekcji?

Zostaje go mało. Proszę jednak zauważyć, że najlepszymi piłkarzami nie zostają naukowcy. Rodzice często mają pretensje do dzieci, że przez sport nie mają czasu na naukę. Niestety coś za coś, żeby zostać mistrzem, trzeba się poświęcić.

Na co powinno się kłaść największy nacisk, ucząc dzieci grać w piłkę?

Najważniejsza jest technika. Wytrzymałość i siłę da się później wypracować u piłkarza w kilka miesięcy, a techniki ani koordynacji ruchowej niestety 18-latka nauczyć się już nie da. Jeżeli dostajemy 7-latka, musimy w ciągu 10 lat nauczyć go techniki.

Nie uważa pan, że trenerzy ligowi za rzadko stawiają na młodzież?

To prawda. A młody zawodnik musi ogrywać się w lidze, bo inaczej nie nabierze potrzebnego doświadczenia. Dwa lata spędzone na ławce rezerwowych w wieku 18 lat, to dla takiego chłopaka zabójstwo. W Polsce jest zła mentalność. Trenerzy ligowi nastawiają się na ciułanie punkcików i często zamiast wystawić młodego chłopaka, by się ogrywał i zdobywał doświadczenie, wolą postawić na starego ligowego wyjadacza. Co to za różnica, czy klub X będzie na koniec sezonu 7. czy 9.? Nawet kosztem błędów popełnionych przez juniora? Ale może ten junior za 2 – 3 lata odpłaci się polskiej piłce, będzie grał w wielkim klubie, brylował w reprezentacji...

Załóżmy, że mamy zwykłego 6-latka. Od początku pracuje pan z nim indywidualnie. Czy poświęcając maksimum czasu na jego rozwój, dbając o wszystkie elementy wyszkolenia, ucząc go do znudzenia zwodów, przyjęć, gry obiema nogami itd. jest pan w stanie wychować gracza na poziomie naszej ekstraklasy?

Hm, ciężko odpowiedzieć na to pytanie. Myślę, że jednak trzeba mieć to coś, ten talent od Boga. Poza tym, jak zmusić takiego malucha do wykonywania przez kilka godzin dziennie tych samych ćwiczeń? W późniejszym okresie w grę wchodzi fizjologia, dziecko może zapadać na różne choroby, jego rozwój może się na trochę zatrzymać. W pewnym wieku może ulec pokusom. Alkohol, imprezy, dziewczyny... To może spowodować zakończenie treningów. Ciężko utrzymać chłopaka przez kilkanaście lat w ryzach. Ale jeżeli uniknąć tych wszystkich trudności, przy odrobinie talentu dziecka myślę, że dałoby radę zrobić z niego piłkarza.

Dlaczego tak mało młodzieży chce w dzisiejszych czasach uprawiać sport?

Bo wolą PlayStation, komputery, później imprezy albo włóczenie się po galeriach handlowych. Przynoszą lewe zwolnienia, nie mają ze sportem nic wspólnego. Rośnie nam niestety pokolenie kalek, a będzie jeszcze gorzej. Wie pan, jak wyglądają teraz lekcje WF dzieci z klas 1 – 3? Prowadzi je np. ta sama pani, która ma z nimi matematykę lub geografię i zamiast uczyć ich podstaw kultury fizycznej, wychodzi z nimi na spacer i każe zbierać kasztany albo podgrzybki. A chyba nie o to chodzi...