Już rozpoczął pan przygotowania do sezonu?
Na razie to skończyłem leczenie. W poniedziałek trenowałem po raz pierwszy z pełnym obciążeniem.
A co się stało?
Okazało się, że podczas Euro doznałem poważnej kontuzji. W pierwszym spotkaniu z Niemcami uszkodziłem staw skokowy, miałem stan zapalny ścięgna Achillesa, naderwane więzadła. Jakiś koszmar. Sam teraz zaczynam rozumieć moją słabą dyspozycję. W spotkaniu z Austrią już nie powinienem w ogóle grać, nie wspominając nawet o Chorwacji. Widać zresztą było podczas tego ostatniego meczu, że zagrałem bardzo słabo i nie byłem sobą.
Jak to się stało, że lekarze nie wykryli tak poważnego urazu?
Wszyscy myśleli, że to po prostu było mocne stłuczenie. Ja zresztą sam tak uważałem. Nie robiliśmy więc żadnych poważnych badań. Brałem tabletki przeciwbólowe, zaciskałem zęby i grałem. Jak się okazało, było to z mojej strony bardzo nierozsądne. Mogłem sobie zrobić dużą krzywdę. Ale przecież to były finały mistrzostw Europy, chciałem grać. Po Euro pojechałem na dwutygodniowy urlop, myślałem, że przejdzie. I faktycznie nie miałem większych problemów z normalnym chodzeniem. Po wakacjach stawiłem się w klubie i niemal od razu pojechaliśmy na zgrupowanie do Turcji. Tam na miejscu zobaczył mnie lekarz i od wziął do szpitala na badania. Jak zobaczył wyniki od razu kazał mi wracać do Doniecka i się leczyć. Także przez miesiąc codziennie od 10 rano do 19 spędzałem czas w klinice, najpierw na leczeniu, później rehabilitacji.
Leczył się pan w Doniecku, teraz rozpoczął treningi z Szachtarem. Rozumiem, że pan zostaje na Ukrainie?
Tak to wygląda. Na pewno do zimy będę zawodnikiem Szachtara. Nie chcę zmieniać klubu na siłę. Na Ukrainie jest mi dobrze. Chciałem nowych wyzwań, spróbować czegoś innego. Ale na pewno nie będę grać za mniejsze pieniądze. Poza tym Szachtar też chce na mnie zarobić porządną sumkę, więc generalnie wszystkie rozmowy, a takie prowadziłem, były ciężkie. Albo klubowi coś nie pasowało, albo mnie. Poza tym za półtora miesiąca moja żona urodzi drugiego syna, więc to także nie najlepszy moment na przeprowadzki i zmiany. Temat mojej przeprowadzki powinien wrócić w zimowym okienku transferowym. Jedna z ofert była naprawdę fajna i rozmowy były już zaawansowane. Niestety, kluby się nie porozumiały.
Skąd była ta oferta? Z Anglii?
Owszem. Nazwy klubu oczywiście nie mogę wymienić, bo naprawdę liczę na to, że wrócimy do rozmów. Zresztą w tych prasowych wyliczankach pojawiała się nazwa tego zespołu. Warunki indywidualnego kontraktu miałem już właściwie dogadane.
A pańskie rozmowy z FC Nantes? Jest w doniesieniach o nich ziarno prawdy?
Nawet więcej niż tylko ziarno. Prowadziłem normalne negocjacje z właścicielem Nantes, panem Waldemarem Kmitą. To była fajna i ciekawa oferta. Ostatecznie nic z tego nie wyszło, bo ich zwyczajnie na Lewandowskiego nie stać. Rozumiem pana Kmitę, który chce kupić zawodnika jak najtaniej, ale nie zawsze tak się da.
Nie boi się pan, że w związku z pańską kontuzją i tym nieukrywanym zamiarem odejścia może mieć pan problemy w Szachtarze?
Szczerze mówiąc wątpię. O tym, że będę chciał zmienić Wschód na Zachód mówiłem już od jakiegoś czasu. Nie uciekam stąd, tylko odchodzę w cywilizowany sposób dając w dodatku Szachtarowi szansę na zarobienie konkretnych pieniędzy. Jeżeli tylko zdrowie będzie dopisywało, nie powinienem mieć jakichś wielkich problemów z występami w zespole. Nieźle jednak narozrabiałem z tą kontuzją i naprawdę mam nadzieję, że już teraz wszystko będzie ok. Jak lekarz zobaczył co tam się dzieje, to się przeraził. Powiedział, że nawet nie chce sobie wyobrażać jak źle to wyglądało wcześniej.
Myśli pan jeszcze czasami o Euro?
Oczywiście, że tak. Wszystkie mecze trzeba przeanalizować. Nie może być tak, że skoro źle wypadliśmy, to teraz o tym zapomnimy i będziemy robić swoje. Nawet z porażki należy wyciągać wnioski.
To czego zabrakło?
Na pewno skuteczności i ognia w ataku. Może to zabrzmi śmiesznie, albo dziwnie, ale ja uważam, że zabrakło przede wszystkim jednak... szczęścia. Przypomnijmy sobie mecz z Portugalią w Lizbonie. Pierwsza połowa była w naszym wykonaniu dobra, prowadziliśmy, wszystko było pięknie. W drugiej zagraliśmy jednak tragicznie. W ostatniej chwili Krzynówkowi udało się jednak wyrównać. Zremisowaliśmy, a wszyscy piali z zachwytu jak było fantastycznie. Gdyby z Niemcami sędzia zaliczył gola Smolarka na 1:1 też mogłoby wszystko skończyć się inaczej. Podobnie gdyby w spotkaniu z Austrią sędzia nie chciał sobie pogwizdać. Skończyłoby się 1:0 i nikt nie pamiętałby o tym, że pierwsze pół godziny zagraliśmy katastrofalnie i tylko dzięki Borucowi nie przegrywaliśmy. A tak atmosfera strasznie siadła i z Chorwacją już był pogrzeb.
A co z dynamiką? Różni eksperci twierdzą, że fizycznie byliście dobrze przygotowani, ale zabrakło wam właśnie dynamiki.
Coś jest na rzeczy. Zazwyczaj znacznie szybciej doskakuję do przeciwnika, a później szybciej mu odchodzę. Tego w Austrii mi zabrakło. Problem w tym, że nie wiem, czy to przez przygotowania, czy jednak na przeszkodzie stała ta kontuzja?
Niedługo mecz z Ukrainą we Lwowie. Dla pana na pewno będzie miał szczególny charakter?
Pewnie w kadrze rywala znajdzie się z siedmiu, albo ośmiu zawodników Szachtara. Wolałbym oczywiście, gdybym to ja się z nich śmiał i szydził po meczu, niż oni wszyscy ze mnie.
Beenahhker powinien zostać?
Dla mnie w ogóle nie powinno być tematu jego odejścia. Ta nagonka na niego była żenująca. Podobnie jak próby narzucania mu współpracowników.