W Warszawie podczas przegranego meczu z Legią grającego menedżera ŁKS niemiłosiernie ochrzaniał jego najlepszy kolega z zespołu - Tomasz Kłos. "Jesteś za wolny, nie daj się wyprzedzać, przeszkadzaj trochę" - krzyczał Kłos.

Reklama

Nic to nie dało. Przy pierwszym golu dla Legii Hajto tylko patrzył, jak Piotr Włodarczyk pakuje głową piłkę do siatki. Hajto i Włodarczyk nie cierpią się, czemu dali wyraz w publicznych wypowiedziach przed meczem. Gol Włodarczyka był ciosem prosto w serce "Hajtowego". Sfrustrowany, wyżył się więc na najmłodszym w zespole ŁKS Adamie Marciniaku. "Gdzie ty biegasz, miałeś przy nim stać" - Hajto próbował zrzucić winę na kolegę.

"Tomek, nie kryj na radar" - Kłos nie miał wątpliwości, kto zawalił bramkę. Hajto liczy się z jego zdaniem, dał więc spokój Marciniakowi. Z legionistami dalej sobie nie radził, skupił się więc na krytykowaniu sędziów. "Co jest? Kto był ostatni przed bramką? Biegaj po linii, to był ewidentny spalony" - to jedna z kulturalniejszych uwag Hajty po tym, jak spóźnił się przy zastawianiu pułapki ofsajdowej.

"Tomek obrósł mi w piórka. W poprzedniej rundzie tak słabe mecze mu się nie zdarzały" - podsumował w rozmowie z "Faktem" niedzielny występ Hajty Daniel Goszczyński, właściciel zespołu ŁKS. Obrońca ŁKS, jeżeli chce odzyskać formę, musi ograniczyć palenie i rzadziej dostawać "zapalenia gęsiej skórki". Tak Kłos zwykle tłumaczy nieobecność kolegi na treningach.

Reklama

W głowie "Hajtowego" chyba już świta, że trzeba wziąć się w garść. Pod koniec meczu z Legią spokorniał. Po swoim niecelnym podaniu powiedział nawet "przepraszam".