Obrońca Legii nie poczuwa się do odpowiedzialności. "Jeśli ktoś powie, że w ostatniej akcji popełniłem błąd, to będzie niepoważny. Pośliznąłem się i to mnie najbardziej boli. Gdybym przegrał pojedynek, to co innego. To bym to zrozumiał. Pierwszy raz mi się coś takiego zdarzyło. To okropne" - stwierdził „Wawrzyn”.

Reklama

Wygląda na to, że trener Franciszek Smuda musi jak najszybciej znaleźć lewego obrońcę, bo to w tej chwili najsłabszy punkt jego drużyny - uważa "Fakt". Wawrzyniak od początku sezonu gra bardzo słabo w defensywie. Wcześniej popełniał olbrzymie błędy w dwumeczu Ligi Europy ze Spartakiem Moskwa, a także w spotkaniu biało-czerwonych z Meksykiem, kiedy zgrał piłkę głową do Javiera Hernandeza, który strzelił gola.

Legionista dostał powołanie od Smudy chyba tylko dlatego, że w Polsce brakuje klasowych lewych obrońców. Franz widziałby na tej pozycji Sebastiana Boenischa z Werderu Brema, ale ten od kilku miesięcy leczy poważną kontuzję. Na urazy narzekał też Maciej Sadlok, kolejny z potencjalnych kandydatów do gry na lewej stronie defensywy. Sam Wawrzyniak zdaje sobie sprawę, że po powrocie obydwu piłkarzy może stracić miejsce w zespole narodowym. "Dopiero kiedy oni wrócą, okaże się, gdzie jest moje miejsce" - mówił niedawno. Po katastrofalnym błędzie w meczu z Niemcami jego akcje stoją jednak bardzo nisko.

>>>Czytaj także: Podolski podszkoli Peszkę