Trzy punkty cieszą, ale powinniśmy już patrzeć w przyszłość - uważa po meczu z Mołdawią (2:0) w eliminacjach piłkarskich mistrzostw świata napastnik reprezentacji Polski Robert Lewandowski. Zawodnik Borussii Dortmund podkreślił, że cała drużyna zdawała sobie sprawę, że mecz z Mołdawią nie będzie łatwy, a zwycięstwo Anglii nad tym zespołem 5:0 to efekt bardzo dobrej dyspozycji Wyspiarzy.
Na szczęście udało nam się zwyciężyć i jesteśmy bardzo zadowoleni. Wiadomo, że każdy mecz jest inny i ciężko je ze sobą porównywać. Trzy punkty cieszą, ale powinniśmy już patrzeć w przyszłość - zaznaczył. Oceniając wtorkowe spotkanie Lewandowski przyznał, że pierwsza połowa była zdecydowanie trudniejsza, ale staraliśmy się rozerwać obronę Mołdawii.
Może dzięki temu, w drugiej części gry było więcej miejsca, bo ich obrońcy mieli mniej sił. Nieraz tak się zdarza, że w pierwszych 45 minutach przeciwnika trzeba trochę zabiegać i zmęczyć, żeby później było łatwiej. Wydaje mi się, że to poskutkowało - dodał.
Pytany o swoją postawę w ostatnich meczach, w których nie udało mu się pokonać bramkarzy rywali, Lewandowski odpowiedział, że choć napastnika rozlicza się z bramek, to on stara się dogrywać kolegom czy - jak w spotkaniu z Czarnogórą - wywalczyć rzut karny. Wiadomo, że z goli cieszyłbym się najbardziej. Mam nadzieję, że następne mecze będą inne. Nie chciałbym, żeby forma przyszła za wcześnie, bo ciężko byłoby ją utrzymać, a mam nadzieję, że przyjdzie w tym najważniejszym momencie i że jak już strzelę jedną bramkę, np. w Bundeslidze, to już pójdzie z górki - tłumaczył.
Oceniając szanse Polski w październikowym meczu z Anglią powiedział, że mecz meczowi nierówny i z każdym przeciwnikiem inaczej się gra. To może być wyrównana grupa, choć szczególnie na wyjazdach czekają nas bardzo trudne potyczki. Mam jednak nadzieję, że w spotkaniu z Anglią pokażemy, że potrafimy zdobywać punkty z teoretycznie silniejszymi rywalami - zakończył.
We wtorek na wrocławskim Stadionie Miejskim Polska pokonała Mołdawię 2:0 po bramkach Jakuba Błaszczykowskiego z rzutu karnego i Jakuba Wawrzyniaka.