Myślę, że możemy podejść do tego spotkania bez wielkich obaw, bo nie jesteśmy faworytem. To dla Anglii zwycięstwo nad Polską jest obowiązkiem. My możemy pokusić się o niespodziankę, a taką byłby już chyba remis. Na taki wynik na pewno nas stać, choć będziemy szukać szansy, by wygrać - powiedział obrońca włoskiego Torino.

Reklama

W dwóch pierwszych meczach eliminacyjnych - z Czarnogórą (2:2) i Mołdawią (2:0) - 24-letni Glik tworzył parę stoperów z Marcinem Wasilewskim. Nie zagrał natomiast w piątek w spotkaniu towarzyskim z RPA (1:0), w którym duet środkowych obrońców zawodnik Anderlechtu Bruksela tworzył z Damienem Perquisem.

Współpraca z "Wasylem" układała się dobrze, choć błędów się też nie ustrzegliśmy i musimy nad tym popracować. Co do meczu z RPA, to trener Fornalik uznał, że w tym pojedynku mnie akurat nie potrzebuje, ale i nie musi sprawdzać. Wszystko wyjaśnił mi w rozmowie i nie mam z tym żadnego problemu. Spokojnie czekam na wtorek i jestem gotowy do gry z Anglią. A czy będę w składzie, to zależy tylko od selekcjonera - zaznaczył.

Jego zdaniem, największy problem polskiej defensywie sprawiają stałe fragmenty gry w wykonaniu rywali.

Zarówno w poprzednich spotkaniach kwalifikacji, jak i przeciwko RPA mieliśmy z tym kłopot. Anglicy dodatkowo świetnie radzą sobie w pojedynkach powietrznych, więc szczególnie będziemy musieli uważać na ten element gry - ocenił.

O napastnikach drużyny "Trzech Lwów" powiedział, że przedstawiać ich ani dodatkowo reklamować nie trzeba. Na pewno zasługują na szacunek, ale podejdziemy do nich bez strachu. Wiadomo, że największą gwiazdą jest Wayne Rooney, jednak na każdego można znaleźć jakiś sposób - podkreślił.

Zdaniem Glika, polski zespół też ma jednak swoje atuty.

Reklama

Wiadomo, że myślę o grze z kontry, w tym czujemy się najlepiej, taki styl nam pasuje. Jak dobrze ustawimy się w defensywie, będziemy uważni i wyjdzie nam kilka kontr, to możemy być groźni. Nawet dla takiej drużyny, jak Anglia - zauważył.

Zwrócił jednak uwagę, by nie przeceniać wagi jednego spotkania. "Wiem, że Anglia wywołuje szczególne emocje u kibiców, dziennikarzy, ale należy zachować spokój i pamiętać, że ani zwycięstwo we wtorek nie zapewni nam awansu do mundialu, ani porażka nie przekreśli szans. To jeden z ważnych, prestiżowych meczów, ale nie decydujący w tych eliminacjach" - dodał.

Glik był w szerokiej kadrze na Euro 2012, ale ostatecznie ówczesny selekcjoner Franciszek Smuda nie zabrał go na turniej. Jego następcę przekonał do siebie udanymi występami we włoskiej ekstraklasie.

Awans do Serie A był kluczowym momentem w mojej przygodzie z reprezentacją. Pozwolił mi wrócić do niej i zaistnieć, a nie przyjeżdżać w roli turysty jak przed Euro. Dobra gra we klubie pokazuje, że mogę sobie poradzić również na arenie międzynarodowej - ocenił.

Według niego, przełomowy był poprzedni sezon, w którym we włoskiej drugiej lidze rozegrał 25 meczów.

Trener Giampiero Ventura to świetny fachowiec. Każe nam grać w piłkę, niezależnie od sytuacji na boisku. Nie ma wybijania na oślep czy po autach, lepiej wymienić podania z bramkarzem. Dzięki temu zrobiłem wielki postęp. Piłka lepiej mnie słucha, poprawiłem technikę. Teraz dodatkowo walczę co tydzień ze świetnymi napastnikami, co pozwala mi się nadal rozwijać. Czuję, że ciągle idę do przodu - podkreślił.

W tym sezonie ma pewne miejsce w jedenastce Torino, ale początki we Włoszech nie były tak udane.

To kraj trudny dla piłkarzy-obcokrajowców, a szczególnie obrońców. Wiadomo, jak wielki nacisk kładzie się tam na taktykę. Czuję się teraz, jak po fakultecie z tej dziedziny. Na początku byłem w Palermo wyłącznie rezerwowym, płaciłem frycowe. Później w Bari zacząłem grać, a w Torino już drugi sezon występuję regularnie. Tajniki taktyki zdążyłem więc zgłębić, pozycja środkowego obrońcy nie ma przede mną tajemnic - przyznał Glik.

Początek wtorkowego meczu z Anglią na Stadionie Narodowym w Warszawie o godz. 21.