Dziennik.pl: Panie Kazimierzu może czas zmienić profesję i zająć się prowadzeniem kampanii wyborczych polityków? Może pomoże pan Jarosławowi Kaczyńskiemu pokonać Donalda Tuska?
Kazimierz Greń: A wie pan, mógłbym mu pomóc. Niech zadzwoni (śmiech). Tak całkiem poważnie nie chwaląc się, to już jak komuś pomagam w walce o jakieś stanowisko, to kończy się to sukcesem. Tak było w przypadku Grzegorza Laty. Teraz przysłużyłem się Bońkowi. Oczywiście nie sam. Mało kto wie, ale w kampanii byłego prezesa PZPN, Michała Listkiewicza też miałem swój udział.

Reklama

Był pan jednym z pierwszych, którzy rzucili się w ramiona Bońka po ogłoszeniu wyniku drugiej tury wyborów. Długo pan świętował jego zwycięstwo?
To nie tylko zwycięstwo Bońka. To przede wszystkim wygrana polskiej piłki. Przyszedł czas na zmiany, reformy i zmianę wizerunku PZPN i naszego futbolu. Cieszyłem się bardzo, ale o jakimś przesadnym świętowaniu nie było mowy. O trzeciej w nocy zapaliłem tylko cygaro. Dziś na pewno wypalę drugie.

Wybory wygrane. Co dalej? Jakie będą pierwsze ruchy nowego prezesa?
Nie chcę wychodzić przed szereg. Znam swoje miejsce. Boniek jest szefem i poczekajmy aż on sam powie co dalej. Gdybym ja zaczął to robić to byłoby to nieeleganckie. Jedno co chce powiedzieć, to że teraz nie ma sensu zajmować się rozliczaniem poprzedniej ekipy. Jak było widać na zjeździe nie wchodziliśmy w żadne przepychanki. Zagłosowaliśmy za udzieleniem absolutorium Grzegorzowi Lacie i jego ludziom. Polska piłka i tak straciła wiele czasu, więc szkoda marnować go dalej na jakieś porachunki. Teraz trzeba skupić się na pracy.

Tej elegancji zabrakło kilku delegatom na zjeździe. Znów kibice oglądając obrady w telewizji byli świadkami cyrku jaki np. urządził Stanisław Kogut i Zbigniew Lach. Kiedy PZPN nie będzie musiał się wstydzić za takich ludzi i stawać się pośmiewiskiem?
To nie jest tak, że Boniek wygrał wybory i teraz od razu wyrzuci "leśnych dziadków" z polskiej piłki. Tego się nie da zrobić, ale nowy szef gwarantuje, że oni nie będą rządzić naszym futbolem i że go zreformujemy.

Reklama

Kiedy był pan pewien, że Boniek wygra wybory?
Wiedziałem to w czwartek o godzinie 23. Policzyłem wszystkie głosy i wyszło mi, że nie możemy tego przegrać. Byłem o tym przekonany do tego stopnia, że w piątek rano zaproponowałem zakład milion złotych. Jednak Jacek Masiota go nie przyjął.